Wciąż dostaje tysiące wiadomości zaczynających się od „Jesteś pierwszą osobą, której to mówię…”. Prośby o pomoc w odchudzaniu, opowieści o strachu, bólu i kompleksach. Nie jest specjalistą, nie układa diet ani treningów, nie ma cudownej recepty na cudze problemy. Ma coś cenniejszego: swoją historię, którą zdecydowała się spisać i wydać. „Byłam to winna tym wszystkim osobom, które mi zaufały” – mówi Dominika Gwit, aktorka, której zmaganie z nadwagą obserwowała cała Polska.

W dniu spotkania z Mammazine Dominika odebrała swój pierwszy egzemplarz książki. Z okładki „Mojej drogi do nowego życia” patrzy na nas znacznie szczuplejsza Dominika, w kawiarnianym fotelu siedzi jednak znacznie szczęśliwsza Dominika.

DOMINIKA GWIT

MAMMAZINE – NINA OLSZEWSKA: Adele powiedziała kiedyś, że schudnie tylko jeśli waga będzie zagrażała jej zdrowiu lub życiu intymnemu. Co skłoniło Dominikę Gwit do odchudzania?

DOMINIKA GWIT: Po pierwsze przestałam się czuć dobrze ze sobą, a to kluczowa sprawa w życiu kobiety. Po drugie otyłość zaczęła być już naprawdę groźna dla mojego zdrowia. Zaczęły mnie boleć kolana, miałam problemy ze schylaniem się, szybko się męczyłam – życie przestało mnie satysfakcjonować po prostu przy takim ciągłym obciążeniu. Dwa lata się zbierałam. Nie pierwszy raz zdecydowałam się na odchudzanie, ale pierwszy raz byłam aż tak otyła. Ważyłam ponad 100 kg. Wierzyłam, że teraz to już schudnę naprawdę i na zawsze.

Życie zweryfikowało te plany, ale to była bardzo ważna lekcja dla mnie. Najważniejsza.

M: Lekcja pokonywania słabości i ograniczeń, wprowadzająca zmiany przede wszystkim w głowie?

DG: Dokładnie. Tyle tylko, że to nie były dobre zmiany. Popadłam ze skrajności w skrajność, w obsesję. Całe moje życie zaczęło się kręcić wokół spadających kilogramów, im mniej ważyłam tym lepiej. Nic innego mnie nie cieszyło. W końcu sama nie wytrzymałam tej presji, coś pękło. Ciężka, ciężka lekcja.

M: Na jakim etapie jesteś teraz?

DG: Teraz jest najpiękniejszy moment mojego życia. Bez wahania używam tego wyrażenia. W końcu, po latach, żyję w zgodzie ze sobą. Ok, nie jestem szczupła, ale nie jestem też skrajnie otyła, a wiem, co to znaczy. Czuję się dobrze, wyniki badań mam dobre. Jestem zdrowa! Czuję się kobieco i fajnie. Rozwijam się zawodowo, co jest dla mnie bardzo ważne.

Dzieje się! Jestem szczęśliwa. Najsuper – takie nowe słowo ostatnio wymyśliłam.

M: Świetnie! Tylko: co dalej? Będziesz dalej polską twarzą odchudzania czy książką zamykasz ten rozdział?

DG: Książką zamykam całą tę historię. Zaczęłam nowy rozdział, weszłam na nową drogę do nowego życia.

M: Czyli teraz, kiedy pojawią się propozycje wywiadów na temat odchudzania, kiedy pojawią się pytania i prośby o radę…

DG: Odeślę do książki. Nie jestem lekarzem, dietetykiem, trenerem – nie mogę doradzać w sprawach odchudzania, a dostaję naprawdę mnóstwo pytań.

Ta książka jest dla wszystkich ludzi, którzy mi zaufali, napisali do mnie, powierzyli mi swoje problemy.

Ja nie jestem w stanie dać im nic więcej niż moja historia spisana w tej książce. Jest w niej sporo goryczy, ale jest też szczęście, dużo samozaparcia i dowód na to, że wszyscy jesteśmy tacy sami, zmagamy się z tymi samymi problemami.

M: Jesteś aktorką i dziennikarką, jednak od dłuższego czasu wszystkie medialne informacje na Twój temat koncentrują się na odchudzaniu. Jak to jest, kiedy cała Polska zagląda Ci do talerza i interesuje się tylko stanem kilogramów? Presja czy motywacja?

DG: Pierwszy raz poszłam do Dzień Dobry TVN w swoje 26-te urodziny. Na początku bardzo mnie cieszyło to zainteresowanie, opowiadanie o odchudzaniu. A potem zaczęło się to, co trwa do dziś: wszyscy o tym mówią. Wszyscy się interesują. Dla mnie to było ok, bo też byłam tym zaaferowana, aż w końcu BUM! Gwit przytyła, Gwit – efekt jojo.

Okazało się, że muszę się całej Polsce wytłumaczyć z tego, że przytyłam. To nie było łatwe.

Dzisiaj jestem już spokojna, już to sobie poukładałam w głowie. Dziś wiem, że dobrze się stało z tym medialnym szumem, mimo moich obaw i stresu. Pewnego dnia obudziłam się rano i powiedziałam sobie: przytyłaś 25 kilo, ale żyjesz. Stało się to, czego bałaś się najbardziej i co? Nic.

M: Twojej książki nie można traktować jak poradnika odchudzania, nie jesteś trenerem ani dietetykiem, nie dajesz wskazówek, nie rozpisujesz planu treningowego, tłumaczysz i pokazujesz coś innego, co wcale nie musi być interesujące tylko dla osób walczących z nadwagą, ale dla wszystkich, którzy mają problemy z samoakceptacją.

DG: Największą i najtrudniejszą sztuką jest pogodzenie się ze sobą, miłość do samego siebie. Jeśli ci się to uda, zaczynasz siebie rozumieć, wiesz, co jest dla Ciebie dobre, wiesz, kiedy i dlaczego popełniasz błędy.

Rozmowa z samym sobą, pewne rozliczenia w głowie to jest bardzo trudna rzecz, która nie zawsze wychodzi.

Ja jestem teraz pogodzona ze sobą, ale nie wiem, co będzie za rok, dwa, za dwadzieścia pięć lat. Może zdarzą się kolejne wyzwania, którym będę musiała stawić czoła, może znów się w jakiejś sprawie zatracę. Chciałabym zawsze mieć ten obecny spokój, ale jego utrzymanie nie jest proste.

M: Mam wrażenie, że Twoja książka to odpowiedź na te tysiące pytań, które dostajesz, z drugiej strony to pomnik wdzięczności dla Twoich bliskich za wsparcie w walce, ale z trzeciej strony to zapis niezłej roboty terapeutycznej, którą było dla Ciebie porządkowanie i spisywanie tych doświadczeń.

DG: Tak, w tej książce spisałam i nazwałam wszystko. To jest chyba najważniejsze – nazwać i zrozumieć swoje problemy. Ja sobie zadałam w czasie pisania bardzo wiele pytań, czasem bardzo trudnych. Najpoważniejszym krokiem jest przełamanie wstydu wobec samej siebie i powiedzenie pewnych rzeczy wprost. Jak już to zrobisz, jak się przełamiesz – nikt nie zrobi ci krzywdy.

M: Co było trudniejsze: rozmowa z samą sobą przed komputerem czy kliknięcie „Wyślij” na końcu?

DG: W trakcie pisania tej książki nie raz płakałam, bo sama sobie uświadamiałam różne rzeczy. Pisałam w tym najtrudniejszym czasie: efekt jo-jo, medialna spowiedź, obsesja, w której trwałam. Pisanie było trudne, ale potrzebne. Ta książka zamyka pewien rozdział i zaczyna nowy.

M: Nowy rozdział, w którym jesteś mądrzejsza, silniejsza i szczęśliwa.

DG: Cała ta historia sporo mi mówi o mnie samej. Jak przypominam sobie teraz wszystko, co się zdarzyło przez te lata, kiedy przeprowadziłam się po maturze z Gdyni do Krakowa, na drugi koniec Polski, żeby gonić moje marzenia o aktorstwie, kiedy przypominam sobie siebie w tym obcym mieście, kiedy przypominam sobie dzień, kiedy wyrzucili mnie ze szkoły i tego samego dnia przyjęli znowu.

Patrzę na to wszystko i nie wierzę, jak ja to ogarnęłam.

M: Ale ogarnęłaś. To i sporo innych spraw. I to chyba dobry powód, żeby być z siebie dumną, co?

DG: Dostałam dziś tę książkę, oglądam ją taka podekscytowana, uśmiecham się do zdjęć z dzieciństwa, a moja przyjaciółka patrzy na mnie i pyta: Z czego ty się tak śmiejesz? Mówię, że nie wiem, po prostu to wszystko tak bardzo mnie cieszy!

Z Dominiką Gwit rozmawiała Nina Olszewska

„Moje droga do nowego życia” Dominika Gwit / Wydawnictwo Muza

Dominika Gwint

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.