[vc_row][vc_column][vc_column_text]

Kim jesteś, Aniu, i czemu tu z Tobą rozmawiamy?

Jestem pomysłową mamą i kobietą, która nie pozwala się przycisnąć szarej rzeczywistości. Och, jak mi się podoba taka definicja mnie! 

A tak na serio?

Na serio to jestem malarką-portrecistką, która uciekła z pracy w reklamie. Próbuję układać sobie życie na nowych zasadach i im dalej od czasów „9.00-21.00” w robocie, tym lepiej – brzmi to banalnie i wielu o tym tak mówi, ale to prawda. Projektuję też wnętrza (głównie sobie, bo jestem dość radykalnym projektantem) i próbuję sił na Instagramie jako matka-stylistka. Robię to, co lubię, choć ciężar zarabiania na dom musiał przejąć książę na białym koniu. 

Szczęściara z Ciebie zatem?

No cóż… ale szczęściu musiałam trochę pomóc. Musiałam być odpowiednio wyczerpana i konieczny był jakiś pomysł w zamian. No i biały koń tak naprawdę był narowistym byczkiem. Jednak to nie były duże koszty, jeśli w grę wchodzi Twoje życie i coś, co zawsze chciałaś robić. Żałuję tylko, że stało się to tak późno.

Jak to późno?

Żeby coś osiągnąć w sztuce, trzeba wcześnie zacząć. Wbrew pozorom nie jest to wcale łatwy zawód. Człowiek ściera się w nim sam ze sobą, długo dojrzewa, trzeba wielu lat praktyki, żeby zorientować się, czy ma się coś sensownego do powiedzenia, czy nie. To wszystko weryfikuje właśnie czas.

A ja już go nie mam.

Wywiad z Anną Kmitą

Rozmowa z Anną Kmitą

Rozmowa z Anną Kmitą

Ale co do powiedzenia może mieć czyjaś podobizna?

Wbrew pozorom dobry portret to nie tylko kwestia uchwycenia podobieństwa. Jest to dopiero wstęp, a potem jak u Hitchcocka – coraz trudniej. Chodzi o środki wyrazu, tzw. rozpoznawalny „autorski pędzel”,  dalej – portretowany nie może zostawić nas obojętnymi, powinien nas zachwycić albo denerwować (tak!).

To ostatnie bywa wynikiem czegoś, co jest podstawą mojej pracy, a czego klienci najczęściej nie akceptują – tzw. prawdy o sobie. Ludzie chcą, żeby  portret był czymś w rodzaju ładnej pamiątki. Tymczasem dobry portret wydobywa coś, co próbuje się zwykle ukrywać: smutek, zmęczenie, zadziorność etc. Ludzie nie są na to przygotowani. Zawsze tak było. Dlatego portreciści nie mają łatwo, choć dar, który mają, jest rzadki. Maluję więc głównie rodzinę, mało jest odważnych, chcących stanąć naprzeciw sztalugi. Jest nas zatem w domu coraz więcej – brakuje ścian. Dlatego urzęduję też na www.annakmita.com.

Czyli nie zajmujesz się tylko malowaniem?

Tak różowo niestety nie jest. Ale inne zajęcia też są z gatunku „chodzenie w chmurach”.

Mamy z Piotrkiem, moim narzeczonym, ścisłe podziały aktywności. Jak się poznaliśmy, na drugiej randce spytał „Chcesz dobre mięso?”. Miał jakieś znajome gospodarstwa na wsi. Na trzecią randkę przyniósł kopytka. I już wiedziałam, że będzie z nas para! Dzięki niemu mogę się rozwijać, bo wierzy we mnie i ufa mi. Ułatwia to np. sprawy remontów, budów, zakupów w sklepach z meblami etc. Po prostu się nie wtrąca! 

Polecam wszystkim: kłótnie, wiadomo, niczego nie rozwiązują, a kompromisy najczęściej nie dają satysfakcji żadnej ze stron.

Czyli te wszystkie żarty, które można oglądać na ścianach i nie tylko w Waszym domu to Twoja sprawka?

No nie da się ukryć, wygadałam się. Ponoszę za nie całkowitą odpowiedzialność. 

Starszej córce Hani podoba się wysprejowana na czarno kabina prysznicowa, ba, podoba się wszystkim jej znajomym. Zazdroszczą jej wyluzowanej mamy, tak mówi. To fajnie, że udaje nam się ciągle utrzymywać dobry kontakt, wiem, że z wchodzącym dopiero w dorosłe życie człowiekiem może być różnie. To też kwestia zaufania do dziecka. Mimo że byłam długo samotną matką i nie poświęcałam Hani tyle czasu, ile bym chciała, to przeszłyśmy w miarę bezboleśnie jej dojrzewanie.

Myszka Miki jest w łazience dla wszystkich i podoba się wszystkim (cicho, wszystkim, rzekłam!). Jest nalepką, więc gdyby kiedyś… można przylepić coś innego w razie czego.

W naszej „dorosłej” łazience też nie jest za poważnie. Chciałam czegoś żywego i „prawdziwego” wśród monotonii kafelków, no i mam – napisy, przy malowaniu których nie raz zadrżała rączka (moja).

Lubię patrzeć na tę ścianę podczas brania prysznica, choć ma z drugiej strony dużą konkurencję – taflę szyby zamiast ściany łazienki i widok na drzewa…

CIĄG DALSZY ROZMOWY W MINT NR 7

[/vc_column_text][vc_single_image image=”15319″ img_size=”large” alignment=”center” onclick=”custom_link” img_link_target=”_blank” link=”https://mintmag.pl/produkt/mint-nr-7-ewydanie/”][vc_single_image image=”15318″ img_size=”large” alignment=”center” onclick=”custom_link” img_link_target=”_blank” link=”https://mintmag.pl/produkt/mint-no7/”][/vc_column][/vc_row]


Zdjęcia: Anna Kmita

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.