W literackiej fabryce snów nosi plakietkę „specjalistka od szczęśliwych zakończeń“, lekko i zgrabnie pisze książki o kobietach i dla kobiet. Kilkaset tysięcy czytelniczek ociera przy lekturze na przemian łzy wzruszenia i rozbawienia, choć pisarka nie boi się pisać również o sprawach trudnych.

Magdalena Witkiewicz, autorka m.in. Milaczka, Moralności pani Piontek, Cześć, co słychać?, Czereśnie zawsze muszą być dwie czy Ósmego cudu świata przekonuje, że „życie jest piękne i trzeba je przeżyć w taki sposób, żeby się nim pozytywnie zmęczyć“. Z autorką rozmawia Małgorzata Matysek.

Małgorzata Matysek: Nie tak dawno, dawno temu w nadmorskim królestwie żyła sobie dama, co na rachowaniu się znała i analizami swoimi słynęła w okolicy. Cóż jednak z tego, że nad liczby ukochała też słowo. Zaczęła przelewać swoje myśli na papier, bawiąc się przy tym przednie, niańcząc jednocześnie kwilące w kołysce dziecię…

Magdalena Witkiewicz: O właśnie! Dokładnie tak było. Tylko dziecię nie kwiliło, a zasypiało grzecznie przed dwudziestą i mogłam zająć się sobą. Mężem nie mogłam zajmować się w tamtym czasie, bo rozkręcał swoją firmę i na nic nie miał czasu. Zawsze się śmieję, że z połączenia zapracowanego męża i bardzo grzecznego dziecka mogą wyniknąć zupełnie niespotykane rzeczy. Całe szczęście, że na książce się skończyło. Oczywiście nie powiedziałam mężowi, że piszę książkę. Obawiam się, że spojrzałby na mnie wtedy z wielkim powątpiewaniem i natychmiast kazałby mi się stuknąć w czoło. No bo przecież jak to? Specjalistka od modeli ekonometrycznych pisze książkę? Zawsze na spotkaniach autorskich mówię: „Proszę sobie wyobrazić, że wieczorem, gdy stukacie w klawiaturę, wasz mąż pyta: »kochanie, co robisz?«, a wy odpowiadacie: »ach, piszę książkę«“. Wielu czytelniczkom wydaje się to wręcz absurdalne. U mnie było identycznie.

MM: Myślę, że dla czytelników to szczęście, że zamiast słupków i wykresów konstruuje Pani powieści, które przynoszą uśmiech, otuchę i motywację do działania. Czy pisanie pomaga Pani w codziennym życiu? Żyje Pani historiami swoich bohaterów?

MW: Bardzo! Ja się wczuwam w ich role. Szczególnie, gdy piszę w pierwszej osobie. Przeżywam smutki, radości, rozstania i powroty. Dlatego też nie mogłabym pisać kilku książek naraz. Bo teraz to rozdarta jestem pomiędzy dwa życia, moje i moich bohaterów. Większego rozdarcia chyba nie dałabym rady znieść (śmiech).

MM: Czytanie książek jest jak podróżowanie w przestrzeni i czasie. W jakich krainach najchętniej spędza Pani wolny czas, jacy autorzy są tymi ukochanymi, bratnimi duszami?

MW: Najgorsze jest to, że ja mam ostatnio bardzo mało czasu na czytanie. Takie czytanie służące wyłącznie rozrywce. Gdy pisałam Czereśnie zawsze muszą być dwie dużo czytałam o międzywojennej Łodzi. Teraz na moim biurku piętrzą się książki o drugiej wojnie światowej. Będę już niedługo czytać „zawodowo”. A dla rozrywki? Kocham Guillaume Musso, francuskiego pisarza, ale wolę jego magiczną odsłonę. Lubię książki ze szczęśliwym zakończeniem, bardzo często zaglądam na koniec, jeśli się kończy źle – nie czytam po prostu! Miewam czasem dni, gdy nic nie czytam, po prostu na żadną lekturę nie mam ochoty, ale potem nagle znajduję tę jedyną i zaczynam pożerać jedną książkę za drugą. Zwykle, gdy po wyczerpującym pisaniu stawiam ostatnią kropkę, mówię, że nienawidzę literek i wtedy to już zostaje tylko serial…

MM: Paulina z Po prostu bądź, Milena z Milaczka, Zuzanna z Cześć, co słychać?… – czuje Pani satysfakcję, gdy w ostatnich rozdziałach może Pani obdarować swoje bohaterki szczęśliwym zakończeniem?

MW: Ja kocham szczęśliwe zakończenia! Ale proszę zobaczyć, w Cześć, co słychać? zakończenie nie jest tak jednoznaczne! W zależności od nastroju czytelnik dopowie sobie happy end bądź zupełnie przeciwnie! Z kolei w Opowieści niewiernej, jedynej książce, którą czytał mój mąż, zakończenie jest według mnie szczęśliwe, a według niego ta książka bardzo źle się kończy. Wszystko zależy od punktu widzenia. Ale faktycznie – bardzo lubię dawać nadzieję, nadzieję na to, że nawet najbardziej skomplikowane sprawy da się rozwiązać. Staram się też przywracać wiarę w szczęście, szczęście, które istnieje, tylko trzeba zrobić pierwszy krok.

MM: Zaraz, zaraz… Czy ja dobrze zrozumiałam, że mąż przeczytał tylko jedną książkę swojej żony?!

MW: Tak! Mąż przeczytał tylko Opowieść niewiernej, bo mu kazałam. Ciężko to zniósł, bo co chwilę przychodził i mówił: „Madziaku, ale przecież to tak nie było!“. Ja go uspokajałam, że to przecież nie jest książka o nas, więc na chwilę się uspokajał, ale po chwili znowu przychodził z okrzykiem: „Ale przecież to było zupełnie inaczej!“. Przeczytał jeszcze połowę Milaczka, ale potem zabrałam tę książkę z… toalety.


Autor: Małgorzata Matysek

Współpracująca z wydawnictwami redaktorka, korektorka, copywriterka; współtworzy markę Marie Zélie, ale przede wszystkim jest mamą rozbrykanej trójki, której namiętnie czyta to, co opisuje na slowemlukrowane.blogspot.com

Zdjęcie: Katarzyna Gapska

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.