Audrey Hepburn, jak tu jej nie kochać?

Kochała jeść, marzyła o  domu z ogrodem i zawsze była gotowa zacząć od nowa. Jej niezapomniany uśmiech towarzyszy nam od lat dzięki „Rzymskim wakacjom” i „Śniadaniu u Tiffany’ego”. O gwieździe Hollywood, ikonie stylu, Audrey Hepburn opowiada jej syn z drugiego małżeństwa, Luca Dotti, autor książki „Audrey w domu”. 

Agnieszka Minkiewicz: Co skłoniło cię do napisania o mamie Audrey Hepburn?

Audrey Hepburn

fot. Jasmine Bertusi

Luca Dotti: – Urodziłem się w 1970 roku, czyli właściwie już po filmowej karierze mojej mamy. Może właśnie dlatego ludzie pytali mnie i wciąż pytają jaka była prywatnie, w domu… Początkowo miałem pomysł na zebranie jej przepisów kulinarnych. Kiedy zacząłem już pisać książkę, niezwykle interesujące wydało mi się połączenie przepisów kulinarnych z rodzinnymi wspomnieniami i prywatnymi opowieściami bliskich znajomych.

Tak powstała ta – jak lubię ją nazywać – „biografia przy kuchennym stole” Audrey Hepburn.

U podstaw tego pomysłu legło przekonanie, że gotowanie jest czymś, co dotyczy nas wszystkich, co zbliża nas ku sobie – częścią życia rodzinnego. To był dobry sposób, żeby pokazać codzienne życie mamy, jej „normalność”, która bardzo różniła się od tego, co ludzie wyobrażali sobie na temat gwiazd Hollywood.

Czy ten kuchenny stół był miejscem ważnym dla twojej mamy Audrey Hepburn? Czym jest dla ciebie i twojej rodziny teraz?

Był i jest centrum naszego życia. Przy nim toczą się przecież najważniejsze rodzinne rozmowy i spotkania z przyjaciółmi, czasem nawet dochodzi do konfrontacji.

To miejsce, gdzie wszyscy są równi.

Codzienne kolacje jadamy w kuchni, nie w salonie – tam przenosimy się tylko na specjalne okazje. Spotkania przy kuchennym stole mają określony rytm, atmosferę. Moja mama zawsze uważała, że w kuchni nie tylko należy dobrze zjeść, ale też spędzić czas na rozmowie z bliskimi.

Audrey Hepburn

Ile opowieści zawartych w tej książce usłyszałeś przy kuchennym stole?

Wiele. Książka zaczyna się od moich własnych wspomnień związanych z mamą. Ale spędziłem też dwa lata, odwiedzając najbliższych przyjaciół i krewnych mamy, zadając im pytania, robiąc notatki. Spotykałem się też z ludźmi, z którymi pracowała. Potem musiałem połączyć te punkty w całość. Przy okazji udało mi się dokonać czegoś, czego zupełnie się nie spodziewałem – zdołałem pogodzić się z publicznym obrazem mojej mamy. Długo, także po jej śmierci, jej karierę aktorską, sławę i wszystko, co się z tym wiązało, oddzielaliśmy od naszego codziennego życia. Ale pisząc tę książkę, przekonałem się, że to ja sam stworzyłem tę granicę, może ze strachu… Nagle stało się dla mnie jasne, że Audrey, którą znałem i ikona, którą do dziś podziwiają widzowie, to jedna i ta sama osoba. To było objawienie!

Pisząc, dowiedziałeś się też nowych rzeczy o mamie. Co najbardziej cię zaskoczyło?

Jedna historia jest dla mnie szczególnie ważna… To był rok osiemdziesiąty drugi lub czwarty. Latem mój dziadek ze strony ojca zachorował. Jedyny szpital, jaki mogła dla niego znaleźć babcia – w sierpniu w Rzymie prawie wszystkie instytucje były zamknięte z powodu urlopów – był naprawdę podły. Byłem wtedy nastolatkiem. Poszedłem do mamy i powiedziałem, że skoro babcia nie może, to mama powinna wykorzystać swoje nazwisko, żeby pomóc dziadkowi. To akurat pamiętałem, ale dowiedziałem się, że moja mama najpierw obdzwaniała szpitale, przedstawiając się jako pani Dotti – nazwiskiem mojego taty – i nigdzie nie mogła znaleźć łóżka dla dziadka. Wtedy postanowiła pójść za moją radą. Powiedziała, że nazywa się Audrey Hepburn i natychmiast znalazło się miejsce w dobrym szpitalu. Od tej chwili myślała o tym, jak pożytecznie wykorzystać swoją sławę.

Audrey Hepburn

Zrozumiała, że jej nazwisko ma wartość wręcz polityczną, i że dzięki niemu może zrobić wiele dobrego – nie po to, by zyskać przywileje dla siebie, ale by pomóc dzieciom albo uchodźcom.

Usłyszałem tę opowieść z ust jej ostatniego partnera, Roberta. Sama nigdy mi jej nie opowiedziała.

Dla Ciebie była przez większość życia po prostu mamą, nie wielką Audrey Hepburn. Która z jej ról filmowych najbardziej przypomina Ci ją jako panią Dotti, mamę Luki?

Mama nigdy nie grała według metody aktorskiej, wkładała w rolę własne emocje i empatię. Dlatego, oglądając jej filmy, nie widziałem gwiazdy, tylko Audrey taką, jaką znałem. Była sobą. Wszystkie filmy, w których zagrała są dla mnie ważne, ale mam swoje ulubione tytuły… Wzrusza mnie mama w „Rzymskich wakacjach”. Była wtedy grubo przed trzydziestką i trafiła w sam środek cyrku, jakim jest Hollywood. Kiedy przyjechała do Rzymu, nawiązała bardzo szczere i głębokie przyjaźnie ze wszystkimi, z którymi pracowała przy tym filmie – Gregory’m Peckiem, Williamem Wylerem, charakteryzatorami.

„Przyjaźń” to pierwsze słowo, jakim mama opisywała swoją karierę. Wiele razy mówiła w wywiadach, że tylko z powodu wszystkich bliskich jej ludzi byłoby jej trudno porzucić karierę aktorską.

To były inne czasy, nie wszystko kręciło się w Hollywood wokół kontraktów i pieniędzy, atmosfera w ekipie filmowej była bardziej rodzinna.

Audrey Hepburn

Jak jako młoda dziewczyna odnajdywała się w tej rzeczywistości? Czy woda sodowa nie uderzyła jej do głowy?

Zbierając materiały do książki trafiłem na jeden z jej najwcześniejszych wywiadów z lat 40., kiedy była bardzo młoda. Tę rozmowę wycięła z gazety i zachowała moja babcia. Uderzyło mnie to, jak mama opisuje siebie, swoją pracę, swój stosunek do ról… Kiedy ją komplementowano, zawsze wskazywała na zasługi kogoś innego – tak, jakby wszystko zawdzięczała innym, jakby jej kariera była tylko wynikiem splotu szczęśliwych okoliczności. Nie była pewna siebie, raczej zbyt nieśmiała, by po prostu przyjąć komplement. Czytając ten wywiad, uświadomiłem sobie – porównując moje wspomnienia i wszystko, co usłyszałem o mamie od innych, że udało jej się pozostać sobą przez całe życie. Nie zmieniły jej sława, ani sukces.

Audrey Hepburn

Wróćmy jednak do gotowania. Czy twoja mama miała jakiś system, zbiór zasad?

Gotowała z produktów sezonowych. Zwłaszcza w Europie warzywa czy grzyby są charakterystyczne dla konkretnych pór roku. Smaki i zapachy w ogrodzie albo na targu wiązały się dla mamy z określonym czasem i określonym jedzeniem. Dzisiaj wędzonego łososia można kupić przez cały rok, w każdym supermarkecie. Dla mojej mamy wędzony łosoś był przysmakiem, na który pozwalano sobie dwa-trzy razy w roku – po pierwsze był drogi, po drugie potrawy z nim przygotowywano jedynie na specjalne okazje. W kuchni ważna była dla niej różnorodność. Poza tym była jak większość matek. Nie miała pełnej listy produktów, co nie przeszkadzało jej świetnie gotować.

Audrey Hepburn

Która potrawa z dzieciństwa najbardziej utkwiła Ci w pamięci?

Wszystkie dania, o których piszę w książce. Jeśli miałbym wymienić coś konkretnego, to byłoby to spaghetti al pomodoro. To była jej ulubiona potrawa i jednocześnie sposób na okazanie czułości bliskim. Gdy chadzaliśmy na kolacje do znanych restauracji, szefowie kuchni, dwoili się i troili, żeby zaimponować mojej mamie. Proponowali jej bardzo wyrafinowane dania. A ona mówiła: „Jeśli ugotujecie mi spaghetti al pomodoro, będę szczęśliwa”. Dziwili się, że chce zamówić coś tak prostego, a dla niej było to danie szczególne.

Audrey Hepburn

Taka właśnie była. Uważała, że w luksusie wcale nie chodzi o cenę i wymyślność. Dla niej luksus oznaczał dobrą jakość i możliwość posiadania lub robienia tego, co sprawiało jej przyjemność, ale nie za wszelką cenę.

 

Twojej mamie czekolada zawsze poprawiała humor… Jakie wspomnienia budzi w Tobie?

Ważne jest dla mnie zwłaszcza ciasto czekoladowe, o którym piszę w książce. Wiąże się nie tylko ze wspomnieniami o mamie, ale i o mojej żonie. Mama miała nań szczególny przepis, niezbyt popularny. Długo nie mogłem go odtworzyć. Pewnego dnia właśnie takie ciasto upiekła moja żona! Prawdopodobnie, dlatego że mama korzystała ze szwajcarskiego przepisu, a moja żona pochodzi ze Szwajcarii. Dlatego uważam, że przekraczanie barier kulturowych jest w kuchni najważniejsze. Gotowanie może być potężnym narzędziem, także do zaprowadzania pokoju. Znajomość języków obcych pozwala lepiej rozumieć innych ludzi, przekonać się, że nasi sąsiedzi wcale się tak bardzo od nas nie różnią. Taką samą rolę może pełnić kuchnia.

Audrey Hepburn

Gotujesz dla żony i synów według przepisów swojej mamy? A może Audrey Hepburn nie smakowałoby coś, co przyrządzasz w domu?

Oczywiście, że korzystamy z jej przepisów! Nie mam jednak ambicji, żeby innych uczyć gotować. Moja książka to nie podręcznik, raczej garść okraszonych wspomnieniami przepisów na zwyczajną kuchnię, smaczne i proste jedzenie. Ponieważ mama wychowywała się w czasie wojny, gdy zdobycie jakiegokolwiek jedzenia było wyczynem, nigdy nie była wybredna. Czy czegoś nie lubiła? W kuchni włoskiej – a takie potrawy przyrządzała najczęściej – używa się dużo czosnku, a ona za czosnkiem nie przepadała. Lubiła za to bardzo makaron aglio, olio e peperoncino. Przyrządzała go więc po prostu z mniejszą ilością czosnku. Uważała, że to jedno z dań poprawiających nastrój i często je gotowała.

Audrey Hepburn

 Jakie jest twoje pierwsze i ostatnie wspomnienie związane z mamą?

Pierwsze… Mam ich tyle… Chyba kiedy leżałem chory w łóżku, może miałem grypę, a mama czytała mi dużo więcej bajek. Byliśmy sobie wtedy bardzo bliscy. Pamiętam, jak przychodziła wieczorami, żeby utulić mnie do snu.

A ostatnie… Wiąże się oczywiście z jej ostatnim pobytem w Szwajcarii, kiedy była już chora. To wspomnienie jest dla mnie szczególnie ważne. Wiedziała, że umrze na raka, ale nie martwiła się o siebie, tylko o nas. Zastanawiała się, czy była dobrą matką, czy w wystarczający sposób przygotowała nas do samodzielnego życia.

Z SYNEM AUDREY HEPBURN ROZMAWIAŁA: Agnieszka Minkiewicz

Przeczytaj więcej artykułów na MINTMAG.PL

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.