Kasia Szulik o tym jak wydać książkę
Kasia Szulik samodzielnie wydała książkę dla dzieci. Dzisiaj pytam o jej wydawnicze sekrety i sposoby na to, aby spełnić marzenie o własnej książce.

ZDJĘCIA: Archiwum prywatne Kasi

Kasia Szulik

SKLEP

Kasia Szulik opowiada o powstaniu „Rozłożę cię na łopatki, Straszku! Mela Melulu wyrusza w podróż dookoła świata od pierwszych prób pisania, aż do marketingu wydanej już książki.

MINT: Skąd pomysł na książkę dla dzieci?

Kasia Szulik: Z małej iskierki, która kiedyś zapaliła się na Sri Lance, potem przygasła, musiała poprzez różne doświadczenia nabrać siły, otrzaskać się, by dojść do momentu, gdy poczułam, że wiem jak ten pomysł zrealizować. I on nie mógł dłużej czekać. Wybuchnął i nie było już odwrotu.

Pamiętam to jak dziś po trzech miesiącach życia w drodze, wstałam o 2 w nocy, siadłam do laptopa i zaczęłam pisać pierwszą książkę z serii o Meli Melulu i wyruszaniu na wyprawę dookoła świata. Do rana. Z wypiekami. Co chwilę, mówiąc do siebie: Tak, nareszcie! Piszę ją!  Kolejnego dnia byłam nieprzytomna, ale szczęśliwa. Zaczęłam. Co tam, że od środka. Jeszcze mało wiedziałam, jak ta książka się potoczy, ale pod czachą wszystko mi już buzowało…

Bez Sri Lanki bym tego nie poczuła. Bez mojej córki Meli, nie wiedziałabym jak pisać dla dzieci i byłabym uboższa o mnóstwo pomysłów, które do książki zaczerpnęłam od niej oraz w procesie stawania się mamą. Bez doświadczenia we wszystkich firmach i własnego warsztatu nie dałabym rady z napisaniem i samodzielnym wydaniem tej książki i dopracowaniem jej w każdym szczególe. Bez porzucenia bądź co bądź stabilnego, biegnącego swoimi torami życia i wywrócenia go na rzecz prostego życia w drodze, nie znalazłabym przestrzeni, by ją napisać.

Ja bardzo chciałam mądrze opowiedzieć dzieciom o marzeniach, o przyjaźni, (…) o odwadze, ale też o strachu, o wyruszaniu w najpiękniejszą daleką podróż.
Kasia Szulik
M:  No dobra, to teraz powiedz mi o czym jest książka?

Kasia Szulik: To ciepła, zabawna, opowieść widziana oczami dziecka, z porządną porcją czułości i oddanymi przyjaciółmi. O odwadze, ale też o pokonywaniu obaw i strachu, czyli tytułowego Straszka. O małych i dużych marzeniach. O przyjaźni. I sile małych wojowników.

Mela Melulu, osiołek Tutuji i świetlik Żużu spotykają się w bardzo nietypowym miejscu. W pokoju pachnącym pszenicą i rumiankiem – w szpitalnym pokoju, gdzie znajdują się łożeczka-pudełeczka i „mini mini”, czyli dzieciaki najmniejsze z najmniejszych i te które zbyt wcześnie przyszły na świat. Jeszcze nie wiedzą jak bardzo nawzajem sobie pomogą i czy uda im się wyruszyć w wielką podróż dookoła świata.

Bo wyruszanie w podróż dookoła świata to niemałe wyzwanie! Ba! Nawet ogromne! To nie taka prosta sprawa. Bo jak tu zostawić wszystko, co doskonale się zna i wyruszyć w nieznane. I po co? I czy w ogóle do tego dojdzie? Jak rozłożyć swojego Straszka na łopatki, gdy skrada się za plecami i sprawia, że najlepiej to zakryć oczy i drżeć. I nigdzie się nie ruszać. Cała trójka wyjdzie poza to, co doskonale zna, poza swoje ograniczenia, by móc wyruszyć w drogę.
Zanim Mela, Tutuji i Żuzu to zrobią, nauczą się kilku rzeczy. Przede wszystkim o sobie. Przekonają się, że są odważniejsi, niż im się wydaje.

Każdy kiedyś wyrusza w jakąś podróż. Prędzej czy później otwiera się na nowe wyzwania i spełnia swoje marzenia. Nawet jeśli wymaga to wysiłku, czasu i pokonania obaw.

Ja bardzo chciałam mądrze opowiedzieć dzieciom o marzeniach, o przyjaźni, która rodzi się w najmniej oczekiwanym miejscu i momencie, o odwadze, ale też o strachu, o wyruszaniu w najpiękniejszą daleką podróż. Chciałam podać to wszystko na pstrokatym talerzu zbudowanym z dziecięcej wyobraźni. Dodać śmichy-chichy oraz prztyczki oraz dużo, dużo czułości. Stworzyłam bohaterów z krwi i kości (no i z futra też:). Nieidealnych. Ze słabościami. Ale z nieodpartym urokiem. Takich do pokochania. Do mocnego pokochania.

 

Zapisz się na MINTowy newsletter i odbierz PREZENT - Pomysły na kreatywne zabawy na CAŁY MIESIĄC!

Dołącz do naszej społeczności i poczuj miętę do MINT! Nasz newsletter to gwarancja dobrych treści! Odbierz w prezencie 30 kreatywnych pomysłów na zabawy z dzieckiem, bo to nowa jakość czasu z dzieckiem.

Kasia Szulik

Kasia Szulik #mamabosstoja w specjalnej rozmowie dla magazynu MINT

 

M: Czy to nie przypomina trochę Waszej historii?
Kasia Szulik: O tak! Ta książka jest oparta na naszej prawdziwej historii. Mimo, że jest tam gadający za dużo i za szybko futrzasty osioł, świetlik, który wymalowuje świetlne esy-floresy i Straszek, który ciągle mąci, a część akcji dzieje się w Krainie Melulu.
M: Kto ma sięgnąć po „Rozłoże cię na łopatki, Straszku”?

Kasia Szulik: Książka jest dla dzieci w wieku 4+. Im dziecko starsze, tym zauważy większą głębię. Odkryje więcej emocji. Bardzo uważnie czytam opinie i nadsyłane wiadomości. Mamy piszą, że książka wciąga od pierwszych chwil, że bohaterowie są przezabawni i tacy prawdziwi i że im ta książka też pomogła, bo… ma drugie dno. Bardzo się cieszę, że zostało to zauważone. Taki ukryty przekaz dla dorosłych. Dzieciaki pokochały bohaterów, mamy piszą, że książka chwyta mocno za serce, jest mądra i nietuzinkowa. Czegóż chcieć więcej?

Książka została przetestowana na mojej Melce, która dawała mi świetne uwagi i do tekstu i do ilustracji. Czytałam jej każdy kolejny rozdział. A Melka słuchała, podpowiadała, mówiła, czego nie rozumie. Gdy wybuchała głośnym zaraźliwym śmiechem, dopytywała i gdy robiła oczy jak dwa złote ze zdziwienia, wiedziałam, że idę w dobrym kierunku.

M: Ile czasu upłynęło od pomysłu do jego realizacji?

Kasia Szulik: Pomysł narodził się z 10 lat temu. Dobijał się już do mnie jakieś 4 lata temu. Zaczął cokolwiek znaczyć na papierze 3 lata temu. Pisanie trochę zajęło. Ale to ze względu na to, że działo się przy okazji. Nie miałam swojej pracowni, zakątka czy werandy z widokiem na pola lawendy;), w którym bym pisała. Wszystkie rozdziały książki powstały w drodze. W pociągach, na promach, w samolotach, na placach zabaw lub nocami, gdy Melka już spała. W drodze pracowałam zdalnie, zajmowałam się małą, organizowałam gdzie będziemy spać w kolejnym miesiącu, więc to pisanie się rozciągnęło na kilka miesięcy. Nie śpieszyło mi się. Ale napisać a wydać to już inna bajka.

Kasia Szulik

Myślę sercem. Często nie kalkuję. Mówię, że przecież się da. Spróbuję jeszcze inaczej. To cała ja.

M: Tak, bo książkę wydałaś samodzielnie jako tzw. self-publisher?

Kasia Szulik: Tak. Jestem selfką (brzmi prawie jak elfką:) To książka dla dzieci, więc nie jest to tylko tekst, ale też mięsiste ilustracje i ma kilka smaczków, na które się uparłam. Wydawanie trwało kolejny rok. Wydawanie i mnóstwo temu elementów towarzyszących. Jak na przykład sklepik internetowy, moja ciepła, bliska strona www, newslettery, patronat medialny, publikowanie w mediach społecznościowych, zorganizowanie płatności, wysyłki, kampania przedsprzedażowa czy Akademia Melulu, którą wymyśliłam.

Wspólnie z dziećmi decydowaliśmy w niej na przykład o kolorze futra osła,  poznawaliśmy Żużu, Tutuja, Straszka i Melę, proces wydawniczy czy rysowaliśmy bohaterów. Te rysunki znalazły się potem na wyklejkach mojej książki. Więc w sumie 2 lata jak nic. Ale też to było obmyślane tak, żebym na ostatniej prostej, gdy na przykład decydowałam o rodzaju papieru, wróciła do Polski i mogła potem rozpocząć już właściwą sprzedaż. Mieliśmy wracać, ale na jednej z wysp zatrzymała nas pandemia, więc większość robiłam zdalnie. Na tyle ile, się dało.

M: Czy miałaś rozpisany projekt na papierze, Excelu czy może działałaś intuicyjnie?

Kasia Szulik: Miałam rozpisaną strategię komunikacji i działań w Excelu (ale bez dat;), które potem rozbijałam w notatniku na takie małe konkretne zadanka, bo jedno działanie wymagało na przykład kilkunastu różnych ruchów. Wiedziałam, co po kolei chcę zrobić, z czym kolejnym powinnam ruszyć, jaki efekt chcę osiągnąć. Była tam też dodatkowa zakładka z wpadającymi luźnymi pomysłami i o dziwo jakieś 80% udało mi się wprowadzić w życie. Wszystko to złożyło mi się w całość. Nie powiem jednak, że nie pomogło wieloletnie doświadczenie w pracy w komunikacji, na wielu warstwach, w wielu wymiarach i we współpracy z wieloma ludźmi. Musiałam patrzeć na całość z lotu ptaka, a jednocześnie rozbić wszystko na czynniki pierwsze, które jednak trzeba było stworzyć, przygotować, obrobić i wypuścić w dalszą drogę.

Poszczególne etapy wydawania działy się naturalnie. Nie nakładałam na siebie presji. Tylko pod koniec musiałam „przypowerować”, gdy okazało się, że jeżeli nie prześlę pliku do drukarni na czas to może przepaść mi termin w napiętym jesiennym kalendarzu. Patrycja od korekty nie odpuściła, stanęła na rzęsach i wykonała trzecią finalną korektę rzutem na taśmę. Janusz od składu, Małgosia od ilustracji i Magda od sketchnotek jeszcze na koniec wprowadzali moje ostatnie poprawki. Nie chciałam odpuścić najdrobniejszej kwestii, żeby potem nie żałować. Na sam koniec było trochę nerwów, bo coś tam technicznie z plikiem nie stykało, ale w drukarni bardzo mi pomogli.

To, o czym opowiedziałam brzmi jak całkiem dobry plan, ale przez cały czas jednak intuicja odgrywała ważną rolę. Myślę sercem. Często nie kalkuję. Mówię, że przecież się da. Spróbuję jeszcze inaczej. To cała ja. Do tej pory jestem chora, gdy muszę wypełnić tabelki, zmienić status i mam awersję do terminów, na które nie mam wpływu. Aj, no to takie nie projektowe. Ale mimo wszystko z takim podejściem udało mi się zrealizować mnóstwo dużych i wielowarstwowych projektów. Dużo zawdzięczam też swojej pamięci i wydłubywaniu z jej zakamarków najdrobniejszych szczegółów. To pomaga.

M: Jakie byłyby Twoje 3 rady dla tych, którzy chcieliby wydać swoją książkę?

Kasia Szulik: Nie śpiesz się, odłóż na moment lub dwa. Wróć do tekstu z dystansem i być może szerszą perspektywą. Nawet jeśli masz redaktora, znajdź najpierw beta-czytelników. U mnie naturalnie była to Mela, czytałam jej każdy napisany rozdział i dzieci znajomych oraz oczywiście znajomi. I niech nie słodzą:) Wytykają, zauważają nieścisłości, nie zgadzają się. Pozwala to wyjść poza swoje zafiksowanie, jeśli czytasz tekst już kilkadziesiąt razy.

Poszukaj ludzi do współpracy, których nie tylko styl, talent i umiejętności cię zachwycą, ale także będzie ci się z nimi dobrze rozmawiało i nawiążecie to subtelne połączenie, które nie opiera się tylko na biznesie oraz wykonaniu usługi. Chciałam, żeby ludzie, z którymi pracowałam czuli, że to jest mój projekt i będę realizować swoją wizję, ale też nie pozjadałam wszystkich rozumów i bardzo liczę na ich doświadczenie oraz wiedzę. Ja miałam czasem oderwane, niespotykane i kreatywne pomysły, ale jednak mocno czułam, że mnie wspierają, że doskonale wiedzą, że pracują z self-publisherem i kimś totalnie zakochanym w tej wizji i poświęconym książce. To było myślę widać, w setkach moich wiadomości z przebogatymi opisami, tłem, szczegółami. No, nie było ze mną łatwo.

M: A trzecia rada?

Kasia Szulik: Wiem, że to oklepane i coraz trudniejsze, (ach te nieszczęsne media społecznościowe!), ale pokaż się! Naprawdę pozwoli to wystartować i nawiązywać relacje z przyszłymi czytelnikami. Tak, to dużo pracy. Żmudnej. I często przy wciąż ścinanych zasięgach – niewdzięcznej.

Daj się poznać. Zdecyduj, które obszary odkrywasz, a które zachowujesz dla siebie. Ja przez 2 lata przed wydaniem książki w czasie tej włóczęgi pisałam historie z drogi. Na 5 miesięcy przed wydaniem książki zaczęłam nieśmiało wychodzić z ukrycia i sygnalizować: hej, jestem z wami od jakiegoś czasu, podzieliłam się ponad setką historii i cudnymi zdjęciami, ale jest jeszcze coś, co siedziało w mojej głowie od dawna i pracuję nad tym od kilkunastu miesięcy.
Sam fakt rozpoczęcia publikowania w social mediach był dla mnie przełomem. Konto na FB miałam od kilkunastu lat, a zdjęcie profilowe niezmienione od jakichś jedenastu;) To było jak przejście nad przepaścią. Pewnie groteskowo to zabrzmiało. Ta która w pracy pisze, publikuje, tworzy tę komunikację, wyłania się z niebytu Internetów i zaprasza do swojego świata. Ale tak było.

Kasia Szulik

M: Jesteś i autorem i wydawcą książki? Czy też miałaś wsparcie np. w postaci korekty, edycji, projektu graficznego?

Kasia Szulik: Tak! Co ja bym zrobiła bez Patrycji, Małgosi, Magdy i Janusza? A nic! Zostałabym z kilkudziesięciostronicowym Wordem, na którego nikt by nawet okiem nie rzucił (bo kto lubi czytać Wordy, chociażby tam cuda-wianki były;)?
Trochę mi zajęło, ale znalazłam utalentowanych i znających się na rzeczy ludzi. Jak dobrze! Wertowałam profile na Instagramie i Facebooku, dawałam ogłoszenia. Wymieniliśmy chyba z milion maili i spędziliśmy godziny na rozmowach o Meli Melulu. Wszystko działo się zdalnie, bo wciąż byłam poza Polską. Realizowali moje rozpisane pomysły i niebanalne rozwiązania, jednocześnie oferując mi to, w czym są najlepsi.

Książka przeszła profesjonalną korektę i redakcję u Patrycji z Zapanuj and Słowami, cudo ilustracje i nasza fantastyczna okładka z dopracowanym każdym szczególikiem wyszły spod pędzla Małgosi – ilustratorki, prostsze rysunki, tak zwane sketchnotki, które mają wyjaśniać trudniejsze sprawy narysowała niezastąpiona Magda – rysowniczka, Janusz – grafik – poskładał książkę, tak że piałam z zachwytu. A było w niej naprawdę mnóstwo niestandardowych elementów, które sobie wymyśliłam. Do tego wielotygodniowa współpraca z drukarnią z Białegostoku i Gabrielą, które wysyłała mi rodzaje papierów, realizacje książek, wzorniki kolorów kapitałek, ustawienia lakieru UV, wyceny, czy formaty, gdy zmieniłam zdanie co do wielkości książki.

Książka ma nadany numer ISBN, spełniłam obowiązek przesłania egzemplarzy do bibliotek w całej Polsce i…. jest! Voilà! Gotowe! Jest książka! Moja dla dzieciaków! Z prawdziwego zdarzenia! Wychuchana, dopieszczona. Taka, jaka chciałam, by była.

M: Miałaś inwestora?

Kasia Szulik: Nie, nie miałam. Chociaż bardzo bym chciała. Projekt był tak rozłożony w czasie, że pozwoliło to na finansowanie powoli kolejnych etapów. Chociaż nie powiem faktura z drukarni zabolała, ponieważ była to płatność jednorazowa.

Na pewno ten obszar (znalezienia inwestora), jest tym, czego nie zgłębiłam. Skupiłam się na wykonaniu, dopracowaniu pod każdym względem książki. Może wzięłam na siebie za dużo i ważniejsza była dla mnie ta artystyczna część przedsięwzięcia.

To jest też jest kwestia mojej nieumiejętności proszenia o wsparcie. Mocno wierzę w tę książkę. Od samego początku wierzyłam. Wiem, że wykonałam kawał dobrej roboty.  Ale akurat w ten aspekt totalnie nie uwierzyłam, że znajdę kogoś, kto mi pomoże. Bo debiutantka, bo wchodzę na rynek książek dla dzieci, bo któż by chciał zainwestować, wesprzeć finansowo, bo są inne projekty. Tych „bo” była cała masa u mnie. I takie tam siedzące w głowie przekonania, że to bezsensu, że nie wypada, nie mogę prosić o pieniądze na projekt, który wymyśliłam. Nawet na popularnych teraz portalach crowdfundingowych. Że to się nie uda.

Teraz jestem w trakcie opracowywania ilustracji do drugiej części Meli Melulu, która dzieje się właśnie na Sri Lance, ze wszystkimi wciągającymi historiami i opowieściami. I wiem, że muszę i bardzo chcę to nadrobić. Pozbyć się wątpliwości i poszukać mecenatów i sponsoringów. Szukam też dodatkowych patronatów medialnych. Jeśli ktoś, kto czyta naszą rozmowę, zdążył uwierzyć w mój projekt, serdecznie zapraszam do kontaktu! Daję z siebie wszystko. Tak już mam.

Kasia Szulik
Kasia Szulik

M: Na jakie działania promocyjne stawiasz?

Kasia Szulik: To są takie kręgi, które poszerzam i doklejam do tych, które już stworzyłam, żeby dotrzeć z tą historią do dzieciaków, mam i tatów. Pierwszym kręgiem są moje profile społecznościowe (FB, IG), o których wspominałam. Mam swoją stronę: www.MelaMelulu.pl, gdzie w  sklepiku można kupić książkę, można zobaczyć jej pierwszy rozdział w formie flipbooka i ściągnąć rozdział do poczytania. Mam też wykonane przeze mnie ręcznie zakładki z wełnianym ogonem Straszka i stempelki z bohaterami. Książkę wysyłam z imienną dedykacją ode mnie dla małego czytelnika.

Pierwsza książka miała patronat medialny, udzielam się na grupach czytelniczych na FB, mam swój newsletter, w którym rozdaję bonusy. Niedawno rozpoczęłam współpracę z jedną z najbliższych rodzicom księgarni: Natuli, które doceniło i poleca moją książkę. Pojawiło się kilkanaście recenzji mojej książki na bookstagramach i na blogach.

Online onlinem, ale wychodzę także poza niego. Współpracuję z księgarniami stacjonarnymi. Na tyle, na ile pozwalają obostrzenia prowadzę warsztaty dla dzieci i spotkania w przedszkolach i klasach początkowych. Wymyśliłam cały scenariusz tych spotkań i to jest świetne uczucie, gdy mogę spotkać się z czytelnikami. Udało się być kilka razy na mini targach. Tam lubię zawsze porozmawiać, poopowiadać o książce. W ogóle postanowiłam sobie i konsekwentnie to robię: być blisko czytelników. Odpisuję na każdą nadesłaną wiadomość, pozostawiony komentarz. Sam fakt, że dzieci mogły zdecydować w czasie tworzenia tej książki o ważnych jej elementach, głosować, przysłać mi swoje rysunki, sprawia, że czuję, że to co robię ma sens, a nie jest tylko machiną.
Oczywiście otrzymuję oferty reklamowania się, promocji. Bardzo uważnie je wybieram, bo niestety ale nie stoją za mną duże budżety. Rozważam, czy przyniosą realne poszerzenie kręgu czytelników. No cóż. Małymi kroczkami, ale zawsze do przodu i z odwagą  w sercu.

M: Od czego zacząć, gdy chce się napisać książkę?

Kasia Szulik: Od pytania, jak chcę ją wydać. Czyli prawie od końca. To determinuje całość: czas, planowanie kolejnych kroków i czy w czasie tworzenia trzeba już o nich myśleć i działać.  Ja wydałam i raczej będę wydawać swoje książki sama. Obie z tych sytuacji z czym innym się je. Trzeba zadać sobie pytanie, czy tylko piszę i współpracuję z wydawnictwem, czy piszę oraz dodatkowo jestem ogarniaczem wszystkiego poza tym. Czy czuję, że podołam. A to „wszystko poza tym” to cała masa dodatkowych działań, które stanowią myślę 70% całego procesu. Pozostałe 30% to faktyczne pisanie i tworzenie.

Ja zaczęłam napisanie książki od… zrobienia sobie przerwy od pisania. Zrobiłam detoks. Oderwałam się od pisania, które było zdeterminowane tym, jak robi się komunikację wewnętrzną w projektach, firmach itd. Puściłam, uwolniłam też wszystko, co mogło mnie zatrzymać. I nadszedł ten moment. Kilka tysięcy kilometrów od mojego zakotwiczonego miejsca w Krakowie. Ale myślę, że to bardzo indywidualna sprawa. Bo ktoś w ferworze codziennych spraw może odnaleźć się idealnie właśnie w tych momentach, gdy tworzy książkę i będzie mu to szło jak z płatka.

M: Czy z perspektywy czasu i pracy nad książką dzisiaj coś zrobiłabyś inaczej?

Kasia Szulik: Uczę się na błędach, ale nie popełniłam jakichś rażących. Są to raczej zmiany. Niestety podyktowane finansami. Myślę, żeby spróbować z innym papierem – ten jest milusi, cudowny w dotyku i ma magiczną nazwę;), ale mam trochę tańszy typ, który też uwypukli piękno ilustracji.
O! I chciałabym znaleźć finansowe wsparcie dla kolejnych książek. Teraz na ich wydanie zarobiłam moją pracą.
Chciałabym nawiązać jeszcze więcej współprac, otworzyć więcej kanałów dystrybucji, możliwości promocji, jako, że jestem „selfką” i ciągle muszę o to dbać. By dotrzeć do jak największej liczby dzieci. A na to potrzeba czasu, którego nie wytrzasnę z rękawa. Mogę jedynie zmienić optykę i… wprowadzić w życie kolejną rewolucję, która mi w tym pomoże. Ale to może porozmawiamy za kilka lat. Sama jestem tego ciekawa. I nie chodzę, tylko unoszę się nad ziemią, gdy pomyślę, co jeszcze wymyślę i jak może mnie to zmienić i otworzyć.

Kasia Szulik – po dziennikarstwie i prawie 15 latach w komunikacji w międzynarodowych firmach przez prawie 2 lata życia w drodze okrążyła z córką ziemię, żyjąc w kilkudziesięciu miejscach: Emiratach Arabskich, Sri Lance, Malediwach, Singapurze, Malezji, Tajlandii, Indonezji, Filipinach, Japonii, Australia, Nowej Zelandii, Hong Kongu, na Kubie, USA, Hiszpanii. Jest bliżej czterdziestki niż trzydziestki, ale w końcu, wie jak szukać szczęścia.

Autorka i wydawczyni książki dla dzieci: „Rozłożę cię na łopatki, Straszku! Mela Melulu wyrusza w podróż dookoła świata

Przede wszystkim mama Meli – wrażliwej łobuziary. Kilka zakulisowych faktów o niej oczami Meli.
-wyjada słonecznik i ziarenka z kromki chleba
– klepie dłonią po pleckach, gdy jest mi źle
– kołysze mnie gdy leżymy razem, bo kołysała mnie, gdy byłam w brzuchu
– gdy ma słuchawki w uszach zawsze podśpiewuje
– wszystko ją rozczula i– przytula najlepiej na świecie
– nawet dobrze pływa

Pomysłodawczyni i twórczyni Akademii Melulu. Prowadzi profile na FB: @MelaMelulutravelstory.pl i IG: @mela_melulu_travelstory
oraz bloga z podróży: travel-story.pl

podobne artykuły

magazyn dla mamy

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.