Marta Wojtal w Mintowych Rozmowach

Marta Wojtal to utalentowana fotografka gwiazd, która podbija salony. W Mintowych Rozmowach dla lifestylowego poradnika dla mam opowiada o trudnych początkach i życiu pełnym wrażeń.

Rozmawiała: Marta Dudziak

marta wojtal

SKLEP

MARTA WOJTAL – DZIEWCZYNA Z GDAŃSKA

 

Marta 9 lat temu trafiła do Warszawy. Zanim została fotografką gwiazd, była księgową, menedżerką w nocnym klubie, hostessą, kelnerką. Przed tym, jak stała się szalenie inspirującą i motywującą kobietą, dostała kilka mocnych kopniaków. To rozmowa o życiu trudnym, lecz nie nudnym, o życiu pełnym wyzwań, wreszcie – o życiu, które artystka, mama i partnerka eksploruje każdego dnia.

Spotykamy się w gorące, lipcowe przedpołudnie w warszawskiej kawiarni foods by Ann. Obydwie pijemy kawę, ona dodatkowo pałaszuje ciasto bananowe, nad którym raz na jakiś czas rzuca „ochy” i „achy”. Patrzę na nią z zazdrością – ma sylwetkę modelki, a w dodatku może zajadać się słodkimi rzeczami. Ona to dostrzega i śmiejąc się, rzuca: „Wiesz, ja nienawidzę ćwiczyć, za to kocham jeść. To, że jestem z natury szczupła, zawdzięczam genom kobiet w mojej rodzinie. Gdybym ćwiczyła systematycznie, gdybym się tak naprawdę zaparła, to w moment miałabym piękne ciało. Bo takie mam tendencje. Ja chudnę w tydzień”. Tak zaczynamy naszą zachwycającą, czasem słodką, a czasem gorzką rozmowę.

magazyn dla mam

Marta Dudziak:  To kim była Marta Wojtal zanim została fotografką?

Marta Wojtal: Była księgową. Przez 6 lat pracowałam w Rafinerii Gdańskiej, 4 lata na stanowisku księgowej, a potem awansowałam na starszego sprzedawcę paliw. Totalnie nie czułam się w strukturach korporacji, to nie był mój świat, praca nie dawała mi satysfakcji. Ja lubiłam tych ludzi, lubiłam tam jeździć, ale wiedziałam, że to nie to, co chcę robić. Dla mnie to było marnowanie 10 godzin z mojego życiorysu dziennie. Wiem, że niektórzy potrafią się w takim świecie odnaleźć –  ja nie umiałam. Szukałam czegoś innego i wypadło na zdjęcia.

jak wzmocnić odporność

 Dzisiaj się zastanawiam, jak to ogarnęłam, a wtedy to było dla mnie normalne. Dzisiaj też wiem, że to wszystko wyszło mi na dobre,(…), bo ja bym się nie zorientowała, że nie jestem spełniona.

Marta Dudziak: Tak po prostu?

Marta Wojtal:  Tak po prostu. Miałam wtedy małe dziecko, które – jak każda mama – fotografowałam. Jak patrzyłam  na te swoje zdjęcia Kacpra, to widziałam, że one są ładne, że są trochę inne niż zdjęcia moich koleżanek. Wiesz, ja miałam tę plastyczną smykałkę, zawsze rysowałam, malowałam. Przerwali to moi rodzice, bo chciałam iść do liceum plastycznego, a oni się uparli, że nie ma opcji, żebym malowała obrazy na Długiej, i posłali mnie do ekonomika. Ja pracę zaczęłam jeszcze w liceum. Przed 18. rokiem życia miałam już pieczątkę „Marta Wojtal księgowa”. Mam ją zresztą do dzisiaj. Później się rozwiodłam. Mąż się zakochał i to była dla mnie ogromna trauma, bo byłam wtedy bardzo młoda, a myśmy zaczęli się spotykać, jak miałam 13 lat. Myślałam sobie, że to będzie takie romantyczne i na zawsze.

Zapisz się na MINTowy newsletter i odbierz PREZENT - Pomysły na kreatywne zabawy na CAŁY MIESIĄC!

Dołącz do naszej społeczności i poczuj miętę do MINT! Nasz newsletter to gwarancja dobrych treści! Odbierz w prezencie 30 kreatywnych pomysłów na zabawy z dzieckiem, bo to nowa jakość czasu z dzieckiem.

Więc tak: tu rozwód, praca, która mnie kłuje w pupę, dojazdy do tej pracy, myślenie, jak zawieźć małego do przedszkola, wiesz, ja nie miałam ani prawa jazdy, ani tym bardziej samochodu, mała pensja księgowej, pociągi, tramwaje, autobusy. Sama z Kacprem, zarabiałam 1600 zł, za 1200 wynajęłam mieszkanie, 300 zł płaciłam za przedszkole, to zostawało 100 zł na przeżycie. Dorabiałam jako hostessa, kelnerka, rano zbierałam ślimaki i jeździłam na skup. Wiedziałam, że już gorzej być nie może. Ale też tak samo wiedziałam, że muszę coś zrobić. Dzisiaj się zastanawiam, jak to ogarnęłam, a wtedy to było dla mnie normalne. Dzisiaj też wiem, że to wszystko wyszło mi na dobre, ten rozwód mam na myśli, bo ja bym się nie zorientowała, że nie jestem spełniona. Nie to, że byłam nieszczęśliwa, ale bardziej chciałam zadowolić dziecko i męża. Przestałam być kobietą sama dla siebie. Jak dziś patrzę na swoje zdjęcia sprzed 10 lat, to wyglądam na nich starzej niż teraz. No, w każdym razie gdzieś w tym czasie zrobiłam zdjęcia na ślubie mojej siostry. Tak po prostu, na pamiątkę, zwykłym aparatem.

Marta Dudziak: I co z tymi zdjęciami?

Marta Wojtal: I chciałam zrobić z nich album. Dorobiłam do tych zdjęć kwiatki, promienie słońca – kicz okropny – i wrzuciłam to na forum fotograficzne. Jak mnie tam wyklęli, że mam je skasować, że mam się nauczyć zdjęcia robić, a potem się logować. Normalnie załamka. Zjechana od góry do dołu. Ja sobie  pomyślałam wtedy: „To ja wam pokażę”. Zaczęłam obserwować innych, zrozumiałam, że moje zdjęcia były jednak brzydkie. Ćwiczyłam na siostrze – robiłam jej portrety. W końcu wrzuciłam na to forum zdjęcie, które zajęło drugie miejsce na świecie w kategorii „portret” w konkursie o nazwie Canon Misja. Wtedy pewien chłopak, który do tej pory po mnie jechał na forum, napisał prywatną wiadomość, że jeśli ja robię takie zdjęcia zwykłym aparatem, powinnam zastanowić się nad kupnem lustrzanki, bo mam świetne oko. I jak on to napisał, zaczęłam sprawdzać, ile kosztuje lustrzanka. Wiesz, co zrobiłam? Poszłam w pracy na przerwę lunchową do sklepu, który był niedaleko od mojej firmy, wzięłam kredyt i wróciłam z aparatem.

Marta Dudziak: Brawo Ty!

Marta Wojtal: No, brawo. I co, mam lustrzankę, cieszę się nią, myślę, co będę z nią robić. Pojechałam z nią do domu, nic o niej nie wiedziałam, zaczęłam naciskać, czarno, myślałam, że zepsuta. Nauczyłam się obsługi sama, poczytałam w Internecie, bez książek, bez kursów. Zaczęłam sobie wszystko ustawiać po swojemu. Na portalu dostałam swoje pierwsze zlecenie. Potem zaczęły się zdjęcia znajomych, dzieci, ślub jakiś – płatne zlecenia. Zorientowałam się, że mi się to opłaca, a w dodatku – że to lubię. W międzyczasie pracowałam chyba w każdym dorywczym zawodzie. Byłam kiedyś nawet menadżerem klubu nocnego. I pamiętam, że zamówiliśmy Dodę na jakiś koncert. I ona przyjechała, ja miałam aparat, więc robiłam zdjęcia. Jej team się tymi zdjęciami zachwycił i tak zaczęłam robić zdjęcia na backstage’ach. Moją pierwszą gwiazdą była właśnie Dorota, już nawet sama nie wiem, czy ona o tym pamięta. Ja potem z nią jeździłam na koncerty i ją fotografowałam. Kiedyś na festiwalu Top Trendy chodziłam sobie wszędzie i fotografowałam i ci reportażyści patrzyli spod byka, że skąd się wzięłam. Więc jeden z nich mnie w końcu zaczepił i mu opowiedziałam tę swoją historyjkę, która go zaciekawiła. Następnego dnia pokazałam mu moją książkę ze zdjęciami i on mówi: „Dziewczyno, jakie piękne, koniecznie przyjedź do Warszawy, tu zrobisz karierę”. I to mi powiedział Wojtek Olszanka, fotograf po łódzkiej filmówce.

Marta Dudziak: I co? Pojechałaś? I wszystkie drzwi były otwarte?

Marta Wojtal:  Pojechałam. Wzięłam dzieciaka – on akurat skończył przedszkole – i przyjechaliśmy do Warszawy. Myślałam, że będę superfotografem, bo tak mi powiedział Wojtek Olszanka. Tylko że tak się nie stało. Straciłam wszystkie oszczędności, nie pracowałam w fotografii, nie chcieli mnie zatrudnić nawet w sklepie na Sadybie. Ja miałam problem ze znalezieniem pracy w KFC, wszędzie. Nie to, że byłam załamana, załamana byłam po rozwodzie. Jak raz dostaniesz po tyłku, to potem już jest inaczej. Nie miałam oszczędności i wróciłam do Gdańska. Zaczęłam pracować, ogarniać zlecenia, ciułać oszczędności, a potem znowu tu trafiłam.

Marta Dudziak: Uparta jesteś…

Marta Wojtal: Bardzo. Zawzięłam się. Pierwszym magazynem, do którego trafiłam, był Maleman. Ja zawsze mówię, że Olivier Janiak jest ojcem mojego sukcesu, bo wszystko się zaczęło od tego magazynu. On zobaczył gdzieś moje zdjęcia i chciał mnie przetestować. Dał mi zadanie, że są 1. urodziny Malemana, że jest 3000 osób i że zrobię reportaż. A ja nigdy nie robiłam zdjęć wieczorem. Zadzwoniłam do tego mojego Wojtka, on mi coś tam powiedział, pożyczyłam od niego aparat z lampą błyskową i trafiłam w świat, którego nie znałam. Byłam przerażona, ale wiedziałam, że albo to zrobię, albo nie dostanę pracy w tej gazecie. Więc dałam z siebie wszystko. A przez to, że w ogóle się na tym nie znałam, zrobiłam to inaczej niż wszyscy. I tak dostałam robotę w magazynie jako reportażystka. Ja tych reportaży tak naprawdę nienawidziłam, bo się ich bałam, wstydziłam się. Zazdrościłam fotografom, którzy dostawali pojedynczego człowieka. Powiedziałam kiedyś Olivierowi, że mam dosyć,  że ja się krępuję, że jestem oblana potem. Dał mi wtedy do sfotografowania założyciela zespołu The Purple. I jak już go dostałam, to wstyd mi było się przyznać, że nie gadam po angielsku. Byłam u niego jednak z fajnym dziennikarzem, Willem Richardsonem, który bardzo mi pomógł. Zdjęcia wyszły przepiękne i od tej pory zaczęłam dostawać pojedynczych bohaterów. Wtedy to wszystko się zaczęło. Od okładki z Mikiem Tysonem właściwie.

marta wojtal

magazyn dla mam

podobne artykuły

magazyn dla mamy

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.