Zawsze kiedy mam napisać artykuł dla Mammazine siadam sobie w swojej ulubionej kawiarni. Nie wiem dlaczego, po prostu akurat to zadanie nie jest realizowane w moim biurze. Wybieram za to klimatyczne miejsce niedaleko gdańskiej starówki. Zamawiam kawę i ciacho (skoro mieli sernik królewski to jak mogłam pozostać obojętna na ten fakt). Usiadłam sobie w kącie i zaczęłam układać w głowie plan kolejnych publikacji.
Posiedziałam w spokoju godzinę. Pech chciał, że zajęłam miejsce koło stolika przygotowanego na szóstkę kobiet, które zjawiły się akurat wtedy, kiedy dostałam wenę. Normalnie by mi nie przeszkadzały, jestem przyzwyczajona do pracy w hałasie ale tym razem naprawdę się zdenerwowałam, czego efektem jest ten tekst – zupełnie inny niż miał się pojawić. (Uprzedzając nie mogłam się przesiąść, to popularna kawiarnia, dość mała więc nie trudno o szybkie zapełnienie się)
Kojarzycie z pewnością kultowe sceny z udziałem bohaterek serialu „Sex w Wielkim Mieście”, prawda? Przyjaciółki spotykają się na wspólnym posiłku, by opowiedzieć sobie o intymnych szczegółach życia. Czasem są one pozytywne, zdarzają się negatywne – wedle napisanego przez życie scenariusza. Gdyby to była zwykła rozmowa tych pań, nie zwróciłabym na to uwagi.
Jak się pewnie domyślasz, było inaczej. To był festiwal narzekań.
Taki prawdziwy samohejt, biczowanie – nazwij to jak chcesz. Każda z nich ze szczegółami opowiadała jak bardzo jest beznadziejna, jak wszystko jest okropne, jak to ona nic nie umie, nie osiągnie, jest głupia, nieatrakcyjna i tak dalej. Każda. Po kolei. Tak jakby to był konkurs, która z nich znajdzie w sobie więcej wad. Gdyby jeszcze się jakoś wspierały i pocieszały to, jeszcze miałoby to sens, ale przekrzykiwanie się z tym, która jest gorsza…no cóż.
Nałożyłam słuchawki i włączyłam ulubioną play listę. Nie mogłam dłużej (mimowolnie) uczestniczyć w tym wydarzeniu.
Jak się dobrze nad tym zastanowić, to powinnam złożyć im gratulacje za odwagę. Nie znam wiele osób, które miałyby jej na tyle, by mówić złe rzeczy na swój temat na głos.
Takie spotkanie „przyjaciółek”, czyli towarzyszących nam myśli odbywają się codziennie w naszych głowach. My kobiety jesteśmy mistrzyniami w umniejszaniu swoich zalet. Zarówno ja jak i moje klientki mamy skłonność do mówienia, że coś się udało zamiast, że to zaplanowałyśmy, zrobiłyśmy i osiągnęłyśmy sukces. Potrafimy też jak nikt inny stanąć przez lustrem i zamiast posłać sobie pięknego buziaka, robimy w głowie całą listę rzeczy do poprawki. Nagminnie też porównujemy się do innych, jakby te „inne” były wyznacznikiem naszego prawa do odczuwania satysfakcji ze swojego życia.
Chcę więc zadać Ci ważne pytanie – moja droga, kiedy ostatnio byłaś dla siebie miła?
Umiesz przypomnieć sobie datę? Dokładny dzień i sytuację? Jeśli nie, to czas najwyższy to zmienić. Wiem, że masz w sobie dużo dobroci i chęci pomagania innym ale pamiętaj – jeśli sama nie będziesz szczęśliwa, nic z tego co przekazujesz dalej nie zostanie dla Ciebie. Bądź dla siebie nieco mniej krytyczna, bardziej łagodniejsza.
Zacznij doceniać to, co robisz. Nie przyrównuj się do innych, a do siebie sprzed jakiegoś czasu. Zauważaj postępy, nagradzaj sukcesy i nie zapominaj o tym, że Ty też potrzebujesz zauważenia i dopieszczenia.
Zacznij od małych rzeczy jak np. dobra kawa lub kino po całym dniu zmagań z przeciwnościami losu. Kup sobie fajną sukienkę i ciesz się z tego, jak wspaniale w niej wyglądasz. Przyjmuj i z uśmiechem dziękuj za komplementy zamiast je negować. Sprawiaj sobie małe przyjemności. Dzięki nim będziesz mieć świetny nastrój, podniesiesz swoją energię i poczujesz, że będziesz mogła przenosić góry. Kto wie, co wyjdzie z tego? Może jakaś myśl, która w pozytywny sposób zrewolucjonizuje Twoje życie? Oby !
Autor: Kamila Czarnomska / Trening Kariery