Postanowienia noworoczne, warto je robić, a może lepiej odpuścić? Sprawdź!

Pod koniec roku zawsze pojawiają się masa artykułów poświęconych motywacji i realizacji celów. To idealny moment, ponieważ zbliżający się sylwester, niejedną osobę skłania do refleksji i zrobienia przystanku STOP na postanowienia noworoczne. Czy ten tekst będzie utrzymany w podobnym stylu? Obawiam się, że nie.

Nie lubię presji. Każda jej forma wywołuje u mnie wewnętrzny bunt. Lubię rozwijać się w swoim własnym tempie, używając metod, które są najlepsze dla mojej osobowości. Dzięki temu żyje mi się spokojniej i paradoksalnie jestem bardziej efektywna.  Taką postawę praktykuję dopiero od roku, a już widzę wymierne korzyści, ale zacznijmy od początku.

Święta 2014. Wigilia. Wszyscy domownicy są pogrążeni w głębokim śnie.  W całym domu panuje moja ukochana cisza. W końcu słyszę własne myśli, które naturalnie biegną w kierunku „rachunku sumienia”.

Miałam tyle rzeczy do zrobienia, tyle planów i marzeń…co udało mi się zrealizować?

Po omacku szukam swojego kalendarza. Światło rzucane przez telefon, pozwala mi odnaleźć  właściwą stronę. Jest.  Moja „to do lista”, a na niej 20 punktów. Z czystym sumieniem mogę odhaczyć 4, które udało mi się zrealizować- często zupełnie przez przypadek. Na pewno nie było w tym krzty świadomości. Nie jest dobrze. Zamykam notes z poczuciem winy. Z trudem zasypiam.

W pierwszy dzień świat dzwoni do mnie koleżanka. Miała przemyślenia podobne do moich. Słuchałam ją z uwagą i z zaciekawieniem obserwowałam narastającą we mnie złość. W końcu nie wytrzymałam i przerwałam jej wywód.

Czy możesz w końcu przestać gadać te farmazony? Co z tego, że nie zrealizowałaś tych durnych kropek?  Co się stało? Czy świat się skończył? Postanowienia noworoczne są dla Ciebie?

Fokusujesz się na tej durnej to do liście i nie zauważasz innych genialnych rzeczy, które dokonałaś! Otworzyłaś firmę, świetnie cI idzie. Pojechałaś sama z dzieckiem na drugi koniec świata, chociaż strasznie się tego bałaś, zdałaś w końcu prawo jazdy, czego usilnie nie chciałaś zrobić. Czy  te wszystkie rzeczy były na tej małej karteczce?! NIE. Czy to oznacza, że ten rok był beznadziejny, a ty jesteś nieudacznikiem? NIE! Jedynym faktem jest to, że w ciągu 365 dni twoje priorytety uległy zmianie. I to jest całkowicie normalne. Wyrzuć to co napisałaś, a zamiast tego wypisz swoje 200 sukcesów i pogratuluj sobie. Bo jest czego”.

Uff skończyłam. Teraz mogę się uspokoić. W słuchawce cisza, trwająca zbyt długo. W końcu słyszę to, czego żaden trener usłyszeć nie chce. „I kto to mówi mądralo. Jak tam twój rachunek sumienia?”.

Szok. Duma urażona, autorytet podważony. Przybieram postawę obronną. Buntuję się.

Nie jestem dobra aktorką. Nie potrafię, bo ona ma niestety rację. Wszystko co jej powiedziałam, powinnam przekazać sobie. Rozłączyłyśmy się wiedząc, że do dnia następnego musimy przygotować nową listę- naszych sukcesów. Dobiłyśmy do 200.

W 2015 rok weszłam z nowym, pustym kalendarzem.  Cele strategiczne były dawno określone. Wiedziałam co robić. Wszystko inne miało przyjść w odpowiedniej chwili.  Bez stresu, bez presji, że MUSZĘ w końcu spełnić swoje noworoczne postanowienia.  Nic nie muszę, wszystko mogę.  I wiesz co? Spełniło się więcej z moich marzeń, niż mogłam sobie wyobrazić.  Od dwóch lat na mojej to do liście znajdował się tatuaż. Dopiero w czerwcu poszłam go zrobić – jako prezent na urodziny. Od stu lat numerem jeden zawsze była dieta. Od kilku miesięcy ćwiczę z trenerką, bo pewnego dnia dopijając kawę napisałam post na Facebooku.  Im bardziej podeszłam do spisanych celów na luzie, tym szybciej je osiągałam. To dopiero prawdziwa magia.

Dlatego w tę Wigilię znowu wypisałam 200 swoich dokonań i zastanawiałam się co chciałabym, by zdarzyło się w kolejnych miesiącach. Zamiast skupiać się na tym co nie udało mi się zrobić, doceniłam trud włożony w osiągnięcie poszczególnych sukcesów.

Przybiłam sobie mentalną piątkę i w nagrodę kupię sobie coś ładnego.

Ostatecznie jednak przestałam być niewolnicą  noworocznych postanowień. O północy zamiast myśleć „ w tym roku wypełnię wszystkie punkty  z listy”, zamknę oczy i wypowiem po cichutku jedno zdanie „ Cześć 2016, czekam na to co mi przyniesiesz”.

Tekst: Kamila Czarnomska – Trener Kariery www.treningkariery.pl

Po jeszcze więcej artykułów, koniecznie zajrzyj do nas KLIKNIJ TU.

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.