Gdzie rodzą się prawdziwie silne kobiety……
Kontynuując naszą przygodę z inspirującymi kobietami docieramy do następnej bohaterki, której sylwetkę Wam przedstawię. Jest to Ania założycielka własnego biznesu, która ciężką pracą i determinacją zbudowała niewielką, ale własną sieć sklepów i catering ze zdrową żywnością.
Poznałam ją kilka lat temu i zdałam sobie sprawę, że duży wpływ na jej odwagę i konsekwencję w osiąganiu zamierzonych celów miało wzajemne wspieranie się kobiet w jej rodzinie. Odwaga w podejmowaniu decyzji to cecha Ani. Kilka lat temu, doszła do wniosku, że zrezygnuje z pracy i spróbuje swoich sił „na własnym”. Decyzja nie była trudna, już od jakiegoś czasu Ania szukała sposobu na życie poza pracą na etacie.
Obok chęci spędzania wspólnego czasu z rodziną, pojawiła się również kwestia zdrowego stylu życia, któremu była wierna. Nasza bohaterka chciała, by jej bliscy mieli dostęp do sprawdzonego i zdrowego pożywienia od mniejszych i rzetelnych dostawców. Już kilka lat temu wśród konsumentów zaczynało wrzeć od dyskusji na temat przemysłu żywieniowego, nadmiernej produkcji okraszonej cierpieniem zwierząt oraz niezdrowym jedzeniu, które jest szeroko dostępne. Jakość marketowego pożywienia pozostawia wiele do życzenia, stąd pomysł na to by zadbać o zdrowie swoje, rodziny oraz klientów Rukoli.
I tak oto dzisiaj, na ulicach, Gocławskiej oraz Rechniewskiego w Warszawie świetnie prosperują dwa sklepy Rukola, w których znajdziemy zdrowe produkty i dania cateringowe, przygotowywane w ich kuchni. Cały proces powstawania sklepu i wszystkiego co z tym związane w głównej mierze spoczywał na barkach naszej bohaterki. Począwszy od wystroju wnętrz, skończywszy na doborze dostawców. Ania rzetelnie ich dobierała i sprawdzała. Mąż w tym czasie pracował na etacie i dzielnie wspierał żonę, natomiast to właśnie ona musiała powoli wdrażać się w tajniki biznesu, od tak zwanej podszewki. Posłuchajcie…
Zastanawiałam się skąd w Ani taka moc, chęci i upór w działaniu i dążeniu do celu. Z jej rodzinnych opowiadań, usłyszałam, jak wsparcie i dobre intencje najbliższych wpłynęły i ukształtowały jej życie. Pomimo tego, że Anię i siostrę Ulę Pani Magda – mama Ani, wychowywała praktycznie sama, siostrom niczego w życiu nie brakowało. Częste rozmowy, wspólne rozwiązywanie problemów oraz racjonalne podejście do życia ich mamy sprawiło, że siostry wiedziały jaką ścieżką w życiu podążać. Jak opisuje bohaterka, dobro córek Pani Magdy zawsze było w pierwszej kolejności. Czuła się za nie odpowiedzialna i wiedziała, że musi obdarzyć je twardym pancerzem pewności siebie.
KRYSTYNA: Aniu, jak radzisz sobie codziennie z obowiązkami związanymi z prowadzeniem sieci sklepów?
ANNA: Jak każdy się domyśla, prowadzenie sklepu nie jest łatwą sprawą. Czasami wychodzę z domu o szóstej rano, a wracam o dwudziestej. Ciągłe załatwianie, dostawy, rozwożenie towaru, rozmowy z pracownikami zajmują dużo czasu. Bez wsparcia męża, dziadków nie byłoby mowy o prowadzeniu sklepu.
Jednak teraz, po kilku latach prosperowania Rukoli wiem, że podjęłam dobrą decyzję i jestem z niej zadowolona. Mam satysfakcję tego, że własnymi rękoma osiągnęłam tak wiele i całą rodziną utrzymujemy się ze sklepów, a jednocześnie spędzamy więcej czasu ze sobą. Podczas choroby dzieci, nie muszę prosić o L4, po prostu zostaję w domu i opiekuję się nimi.
Jakiś czas temu mój mąż Paweł, podobnie jak ja zrezygnował z etatu i poszedł na tak zwane Swoje. Zajął się tworzeniem ręcznie robionych lampek dedykowanych dzieciom. Sam robi projekt, sam uzgadnia koncepcję z klientami. Zawsze go to interesowało i teraz mamy taką możliwość więc z niej korzysta. Każde z nas pomalutku spełnia swoje marzenia i to jest najfajniejsze. Nie zawsze jest kolorowo, zdarzają się kłótnie i problemy ale i tak nie narzekamy.
Paweł wspiera mnie w prowadzeniu sklepów, co więcej przejął naszą kuchnię cateringową, w której kucharze przygotowują zdrowe posiłki i dostarczają je do biur i naszych sklepów. Było mi ciężko nadzorować i pracować w dwóch sklepach jednocześnie, dodatkowo zajmować się kuchnią. Bardzo szanuję moich klientów i wiem, że niedokładność z mojej strony mogłoby wiele osób zniechęcić.
Mam stałych klientów, znam ich zdanie, wielokrotnie rozmawiam z nimi na temat zdrowego jedzenia i ogólnie życia. Prowadzenie sklepu to nie tylko sprzedaż ale przede wszystkim fajne relacje i dbanie o dobro klienta. Taki jest mój cel. Można powiedzieć, że wokół sklepu stworzyła się pewnego rodzaju społeczność świadomie wybierająca zdrowe produkty. Moi klienci zawsze mogą dowiedzieć się skąd mam dany asortyment, z jakich składników został wykonany. Nasz sieć kładzie nacisk na zdrowe jedzenie oraz zdrowe relacje.
K: Aniu jak Twoja praca „na własnym” wpływa na Twoje relacje z dziećmi?
A: Na pewno nie jest łatwo ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pomimo tego, że mamy dużo pracy wiele nas łączy. Czasami krótka wymiana zdań w windzie czy w sklepie daje więcej niż rozłąka z jaką boryka się większość warszawiaków pracujących w korporacjach. Nie wyjeżdżamy na wyjazdy służbowe, i wiem, że pracuję na swoim.
Mamy swoje sklepy, przedszkole do którego chodzą dzieci jest blisko, zawsze ktoś po nie podejdzie, czy to mama czy któreś z nas. Coraz częściej dzieciaki pomagają mi w sklepie szczególnie starsza córka. Można powiedzieć, że to jej pierwsza praca….(śmiech).
Nie wróciłabym do pracy na etacie za żadne skarby. Cieszę się z tego etapu w swoim życiu. Może brakuje mi czasu na własne babskie przyjemności, ale czuje się dumna z tego co osiągnęłam. Rodzina jest dla mnie najważniejsza, ale samospełnienie daje mi kopa do dalszego działania w tym kierunku. Powoli powiększamy zasięg sieci i ciężko nad tym pracuje.
Po Ani i jej najbliższych widzimy, że wspólne działania, obrany razem kierunek dają efekty. Wszyscy są ze sobą bardzo związani w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tuż obok sklepu Ani, jej siostra Ala otworzyła swój kawałek biznesu w postaci dobrze prosperującego sklepu z zabawkami oraz artykułami papierniczymi. To właśnie Ania namówiła Alę no to by otworzyła swój sklep tuż koło niej. I tak oto mamy rodzinny biznes na ulicy Gocławskiej. Jak widać rodzinne relacje w tym przypadku nie opierają się tylko i wyłącznie na rodzinnych obiadach oraz wyjazdach na Mazury na działkę. Tu sięgnęli o wiele dalej. Podjęli ryzyko, bo jak wiemy istnieją pewne przysłowia o rodzinnych biznesach. W tym przypadku absolutnie nie mają racji bytu.
Duże ukłony ślę również w stronę Pani Magdaleny – mamy Ani, która spaja te wszystkie działania. To za jej namową córki zajęły się własną działalnością, podjęły ryzyko i świetnie na tym wyszły. Babska siła i solidarność, samozaparcie i odwaga. To wszystkie cechy śmiało możemy przypisać Ani, siostrze i Pani Magdzie.
Historia Ani może być doskonałą inspiracją dla kobiet, które boją się podejmowanie odważnych decyzji. Jeśli czujecie w sobie siłę i macie trochę wsparcia w najbliższych – spróbujcie. Marzenia się nie spełniają, marzenie się spełnia.
Autor/Zdjęcia: Krystyna Sarnacka
Z wykształcenia architekt krajobrazu. W zawodzie pracowała kilka lat, po czym wróciła do swojej życiowej pasji czyi fotografii. Z zaangażowaniem i pasją ukończyła roczne studium na Akademii Fotografii w Warszawie. Po tym czasie cały czas fotograficznie rozwija swoje umiejętności. Prywatnie mama sześcioletniej Martynki, żona oraz wielka miłośniczka zwierząt. W wolnych chwilach poznaje ludzi, którzy zajmują się ratowaniem zwierząt i opisuje ich historie i relacje na swoim blogu. Uwielbia fotografować dzieci i zwierzęta, to daje jej radość.