Krótki wywiad z Matyldą Kozakiewicz, Segrittą, mamą małego Conana, blogerką, po prostu silną kobietą.

Czy tak jak my masz wrażenie, że macierzyństwo daje, paradoksalnie, dużo energii do pracy?

Niestety nie. Ale znam mechanizm. Często tak miałam, że im więcej obowiązków, tym więcej paradoksalnie miałam czasu na dodatkowe zajęcia, pisanie pracy magisterskiej lub na bloga. Macierzyństwo nie daje mi jednak tej energii na pracę, bo zwyczajnie nie chce mi się robić nic poza wgapianie się w mojego pięknego syna i noszenie go na rękach. Trochę mi odbiło po prostu. Nawet na blogu, pomimo ambitnych planów, piszę głównie o dzieciach.

Czy stałaś się teraz bardziej empatyczna, wyrozumiała i wrażliwsza?
O tak, z pewnością! Ta wrażliwość daje mi popalić, bo łzy mam w oczach dość często. Jak nie przez smutną scenę w filmie, tragiczną wiadomość w gazecie lub szczepienie Conana, to zdarza mi się też plakać ze wzruszenia lub szczęścia.

Wiem, że to zabrzmi dość banalnie, ale jestem teraz cholernie szczęśliwym człowiekiem. Tak do porzygania szczęśliwym.

Nie sądziłam też, że drzemią we mnie takie pokłady cierpliwości. Nigdy nie lubiłam na nic czekać, nie stałam w kolejkach, nie pozwalałam niczemu ani nikomu rządzić moim czasem i zabiłabym kogoś, kto zakłóciłby mój codzienny, dziewięciogodzinny sen. A teraz co? Mam syna, który to wszystko mi serwuje, a ja nawet raz nie straciłam cierpliwości. Cały plan dnia jest jemu podporządkowany, a o 6 rano budzę się na czwarte tej nocy karmienie i na widok jego gugającej, wielkookiej twarzy po prostu zaczynam się uśmiechać. Może mi to jeszcze przejdzie, ale musisz mnie zrozumieć – mój niemowlak, w przeciwieństwie do wszystkich innych niemowlaków na świecie – jest po prostu cudowny!

Jaki masz sposób na work-life balance?
Mam taką pracę, która nie wymaga żadnych sposobów. Moja praca polega na… życiu, myśleniu i pisaniu, a pisać lubię, więc właściwie jedno z drugim się przenika.

Co sprawia, że kobiety rosną w siłę i mają więcej możliwości? Mówi się o kryzysie męskości, a kobiety zdają się dopiero rozwijać skrzydła.

Cóż, osiągnęłyśmy równouprawnienie. Przynajmniej to formalne, które w końcu jest podstawą… Teraz feministki walczą już tylko z różnymi stereotypami i mitami dotyczącymi płci kulturowej (tak, chodzi o to znienawidzone gender, które jest po prostu dziedziną nauki i sferą arcyciekawych badań psychologicznych i socjologicznych), ale choć to zadanie trudne, nie wymaga już tylu poświęceń co walka o równouprawnienie w kwestii równych praw i obowiązków.

Z pewnością możemy teraz wykorzystywać swój potencjał i spełniać się życiowo w wielu dziedzinach, nie tylko tych narzuconych przez wieki patriarchatu.

Stąd, mam wrażenie, bierze się opinia o “kryzysie męskości”, który jest chyba bardziej wymyślony niż rzeczywisty. Nie ma żadnego kryzysu. Po prostu jesteśmy teraz równie ważni – mężczyźni i kobiety.

Czy jest coś, co Cię jeszcze w macierzyństwie zaskakuje?

Wszystko, bo dopiero zaczynam. To jest dla mnie zupełnie nowy ląd. Zadaj mi to pytanie przy kolejnym dziecku.

Co sprawia Ci największa przyjemność, za czym tęsknisz, gdy masz wrażenie, że nie masz w sobie ani grama energii?
Wiesz, ja mam w sobie taki mechanizm – i nie sądzę, bym była w tym jakoś wyjątkowa – że jeśli już nie mam na nic siły, to jadę na autopilocie. A energia w końcu wraca. Jeśli jest z tym jakiś problem, posiłkuję się ludźmi, bo to oni działają na mnie najbardziej motywująco. Znajomi, przyjaciele, a nawet koledzy z branży blogerskiej, bo to są wyjątkowo naładowani energią i pomysłami ludzie. Fajnie motywujemy się nawzajem.

Jaka masz strategię na macierzyństwo?
“Ja już wszystko wiem”, czyli w pełni słucham się instynktu i nie czytam za dużo internetów ani książek o dzieciach.

A jak radzisz sobie z dobrymi radami (co człowiek, to inna rada i jeszcze lepsza niż poprzednia), z oczekiwaniami innych, presją społeczną? Jeśli karmić – na ulicy czy tylko w domu. Jak przewijać – to w bunkrze czy na stole na stacji benzynowej?

Mam to szczęście, że – jeśli pozwolisz mi przekląć na łamach Mammazine – mam głęboko w dupie to, co ludzie powiedzą. Naprawdę. Wystarczy poczytać sobie komentarze pod byle jakim wpisem na Gazecie.pl, żeby nabrać dystansu do społeczeństwa i tego, co ludzie mogą sobie o tobie pomyśleć.

Ważne, żeby działać w zgodzie ze sobą i nikomu nie robić krzywdy.

Można ewentualnie wziąć sobie do serca opinię najbliższych, rodziny lub przyjaciół. Ale żeby przejmować się tym, co powie pani Kasia z internetu lub pani Halinka ze spożywczaka… eh… ja nie jestem po to, żeby im dogadzać. A za dobre rady dziękuję. Jak dobry król: wezmę pod uwagę, ale zrobię i tak wedle uznania.


Jak zastosować asertywność w macierzyństwie, szczególnie na początku?

Wobec partnera. Wobec noworodka trudno być asertywnym, bo każda odmowa, każde postawienie na swoim kończy się jego cierpieniem, a więc i matczynym. A partnera można trochę obarczyć swoimi problemami, potrzebami, a nawet zachciankami. Na tym polega jego rola w tych pierwszych chwilach z dzieckiem.

Powinien wspierać matkę, bo nie jest w stanie pomóc jej w karmieniu piersią i nie ma tego całego hormonalnego i czysto fizycznego zawirowania po porodzie co kobieta.

Dlatego trzeba mu wyraźnie mówić, czego się od niego oczekuje i w czym może pomóc.

Ile w Tobie jest ze Złej Matki?
Z tytułu nic. Z treści wszystko.

Z Matyldą Kozakiewicz/Segritta rozmawiała Monika Pryśko

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.