We wrześniu ubiegłego roku po raz pierwszy w życiu odwiedziłam londyńskie muzeum Tate Modern i właśnie to, z moich spotkań ze sztuką, zaliczam do najbardziej wzruszających. Chodząc po wysoko sklepionych salach wystawienniczych, rzęsiście oświetlonych dla wydobycia całego bogactwa ekspozycji, z charakterystyczną ołowiano-szarą London fog za oknem, czułam się jak w kapsule czasu unoszącej mnie nad przeszłością, teraźniejszością, materią i światem zewnętrznym. Czułam autentyczne wzruszenie i pokorę wobec obcowania z geniuszem ludzkiej myśli lub też – co nierzadkie w przypadku sztuki – ludzkiego szaleństwa zgromadzonego w jednej przestrzeni, wystawionej na widok publiczny w jednym celu – by być lustrem nas samych.

Każdy filtruje sztukę przez własną wrażliwość, doświadczenia, wiedzę, aspiracje, marzenia. Dla każdego ten sam obraz, rzeźba lub instalacja będzie przeżyciem innego rodzaju, przefiltrowanym nie tylko przez to, co już o sobie wiemy, ale również przez to, co w danym momencie życia przeżywamy i czego właśnie dowiedzieć się możemy.

Jackson Pollock i jego nieskrępowany w ekspresji drip painting, gigantyczne obrazy, które malował na podłodze, wchodząc w nie jak do ogrodu pełnego splątanych łodyg, półpłynnych liści, wielobarwnych plam nieujarzmionej natury. Rene Magritte, gwałcący z elegancją przyzwyczajenia rozumu poprzez ciągłą grę z percepcją odbiorcy, nadawanie nowych znaczeń i porządku banalnym, znanym z codzienności przedmiotom, nazywany dziś ojcem Photoshopa. Salvador Dali, nadrealista z Katalonii, który wypełniał swoje płótna dziwnymi tworami z pogranicza jawy i snu, tak jak samochód, którym jechał na przyjęcie, wypełnił główkami kalafiorów. Wreszcie Picasso, największy z największych, którego wpływ na sztukę współczesną i rozwój jej kierunków, od kubizmu, przez dadaizm, po futuryzm i konstruktywizm, zmienił oblicze malarstwa i rzeźby, zapisując się na zawsze w historii sztuki.

Zderzenie z taką masą i mocą ludzkiej energii i ekspresji zostaje w człowieku na długo. Jeśli jest tak, jak mówił Picasso, że „sztuka jest kłamstwem, które ma nam uświadomić prawdę” („Art is a lie that make us realize the truth”), to taka forma rozumienia świata do mnie przemawia, pozostawiając mi wybór przeżywania i odkrywania prawdy w intymnym świecie bezpośredniego odbioru sztuki. I chociaż czasem ma to charakter gwałtownego zderzenia, innym razem wzruszającej impresji, czasem zachwytu, czasem przerażenia czy niesmaku, za każdym razem po takiej konfrontacji coś pozostaje w nas samych. Jakiś świecący okruch nowej myśli. Podmuch wiatru wyostrzający zmysły. Muśnięcie cudzego geniuszu uwrażliwiające na otaczający nas świat. Stopień wyżej na drabinie estetycznej świadomości.

Czy jest czas, gdy jest już na to za późno? Nie ma, bo należy wierzyć, że każdy dzień może być początkiem lepszego, pełniejszego życia i jest to tylko kwestia naszej decyzji. Czy jest czas, gdy jest na to zbyt wcześnie? Również nie. Na szczęście nie. Oczywiście sztuka kierowana do dzieci lub sztuka „dorosła”, którą z dziećmi chcemy się dzielić, musi podlegać pewnej selekcji, bo przekaz trafia do osób, które przyswajają go niezwykle łatwo, a nie są jeszcze wyposażone w swego rodzaju mechanizmy ochronne i chłoną wszystko, co widzą, nie łagodząc w żaden sposób odbieranych treści. To nie zmienia jednak faktu, że sztuka w życiu dziecka jest równie ważna jak w życiu dorosłego człowieka, a nawet ważniejsza. Już na etapie baśni i ludowych przypowieści staje się pierwszą lekcją życia, a później może stać się w tym życiu przewodnikiem.

Sztuka mówi o tym, jak radzić sobie z rzeczywistością, jak rozumieć jej złożoność, jak odnajdywać w niej przewodnika i umieć dostrzegać różne warianty samodzielności. W sztuce każdy, i mały, i duży, przegląda się jak w zwierciadle. To rozwija osobowość i podnosi nasze kwalifikacje społeczne. Czyni nas bardziej człowiekiem, a dzieciom daje wiele radości. Wyzwala uczucia, spontaniczne reakcje, sprawia przyjemność, a nam pozwala być nie tylko obserwatorem, ale i współuczestnikiem tego przeżywania, umożliwia obserwację reakcji dziecka, które zafascynowane tym, co widzi, dostrzega nas obok siebie i dzieli się z nami swoimi reakcjami. Takie współuczestnictwo w sztuce ma swoją wyjątkową wartość, zwłaszcza w czasach, gdy świat jest coraz szybszy, dzieciństwo coraz krótsze, a komputer gwarantuje powszechny dostęp do kultury audiowizualnej, wideoartu i wirtualnego zwiedzania galerii sztuki na całym świecie. Bo tylko osobiste doświadczanie sztuki, obcowanie z oryginałem i mądra selekcja dokonywana przez mądrych rodziców i z ich aktywnym udziałem, poprzez dostosowywanie odbieranych treści do stopnia wykształcenia aparatu pojęciowego u dzieci, ma sens.

W artykule, zatytułowanym Dziecko w Sztuce, dr nauk prawnych Natalia Krej wprowadzi nas w świat sztuki widziany oczami jej 5-letniego synka Adasia. O tym, jak sztukę wysoką wprowadzić do świata dziecka, dlaczego warto to robić i co na tym zyskujemy my jako rodzice, dowiecie się właśnie z pierwszej ręki. Ręki mamy.


Autorzy: Magdalena Maskiewicz / Natalia Krej

Grafika: Krzysztof Gawronkiewicz

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.