W zalewie  kuchennych rewolucjonistek, perfekcyjnych pań domu, szkół szyku, gracji, uwodzenia i od mężów odchodzenia jest świat bielszy niż biała rękawiczka, opierający się rewolucjom, odporny na chwilowe mody i trendy sezonu. Świat pełen dobrego smaku, komfortowego jedzenia, miłości do gotowania, wrażliwości na detal, słowo, dźwięk. Eliza Mórawska, autorka bloga White Plate oraz czterech książek o kulinariach, tworzy taki świat od lat. Z potrzeby serca, umiłowania dobrej kuchni, wrażliwości na piękno, chęci celebrowania posiłków w rodzinnym gronie. Witajcie w świecie White Plate, biała kanwa to dopiero początek.

 

Z Elizą Mórawską rozmawiały Gosia, Magda i Bogna.

 

MINT – BOGNA: Jesteś autorką pierwszego bloga, który wciągnął mnie bez reszty. Wiele lat temu, dałaś mi energię i zapał do podjęcia pierwszych kulinarnych prób na słodko. Co prawda chleba nigdy jeszcze nie odważyłam się upiec, ale kiedyś to nastąpi. W twojej pierwszej książce mam swój ulubiony przepis na sernik, który stał się rodzinnym hitem. Zawsze zastanawiałam się, czy u ciebie domu zawsze unosi się słodki zapach wypieków?

ELIZA MÓRAWSKA: Zwykle tak jest. Pieczenie to dla mnie pewien rodzaj ukojenia i medytacji. Jak potrzebuję pomyśleć nad czymś, to zwykle ląduję w kuchni, gdzie mieszając, miksując i wylepiając, mogę się skupić i przemyśleć różne sprawy.

MINT – GOSIA: Podobno wszystko zaczęło się od bakalii kupowanych po szkole…

EM: Tak było. Moja mama skończyła technikum gastronomiczne i w moim rodzinnym domu było kilka książek z jej szkolnych czasów. Uwielbiałam je przeglądać, czytać opisy i kiedy miałam mniej więcej dziesięć lat, podjęłam pierwsze próby gotowania według przepisów z tych książek. Później odkryłam, że tym, co sprawia mi największą radość, jest pieczenie ciast. Byłam nastolatką, piekłam głównie po szkole, kiedy rodziców nie było w domu – żeby nie mogli zaprotestować [śmiech]. W tamtym czasie poszukiwałam idealnego przepisu na murzynka, a ten najlepszy był właśnie z bakaliami.

MINT – BOGNA: Przy gotowaniu zawsze muszę mieć włączoną ulubiona muzykę, zmienia się w zależności od humoru, ale też od tego, co gotuję. Ciekawa jestem, jak to jest u Ciebie? Gotujesz w ciszy czy może masz swoją ulubioną playlistę?

EM: Muzyka jest wspaniałym kompanem do gotowania. Lubię słuchać radia, uwielbiam audycje, w których są ciekawe wywiady. Z przykrością stwierdzam, że dziś to kwestia dosyć deficytowa, więc słucham głównie Spotify, gdzie można tworzyć własne listy bądź słuchać piosenek rekomendowanych na podstawie tego, co słuchaliśmy. „Sobotni leniwy poranek” lub jakiś inny temat z kawą w tytule to zwykle moje wybory list.

MINT – GOSIA: Gdzieś na blogu napisałaś, że Twoje dzieci pachną karmelem. Twoje słodkie przepisy przywołują niejednokrotnie wspomnienia z dzieciństwa – jaki zapach najbardziej kojarzy Ci się z beztroskimi latami młodości?

EM: Zapach skoszonej trawy dochodzący przez okna do naszego warszawskiego mieszkania na Grochowie. I jeszcze zapach piasku w piaskownicy i… startych na betonie kolan. Lubiłam pakować się w tarapaty, wchodzić na trzepak czy ciągle przed czymś uciekać.

MINT – BOGNA: A jaki deser był ulubionym małej Elizy?

EM: Bez dwóch zdań – naleśniki z duszonymi jabłkami polane bitą śmietaną i posypane cynamonem. I chyba do dziś tak mi zostało.

MINT – GOSIA:  White plate kojarzy mi się z określeniem tabula rasa (łac. niezapisana tablica). Każde danie może się okazać niepowtarzalne i zaskakujące – czy traktujesz swoją pasję jak sztukę?

EM: Kocham słowo pisane. W dzieciństwie marzyłam o tym, że kiedyś zgłosi się do mnie wydawca i zaproponuje wydanie moich wierszy. Zapisywałam więc kolejne zeszyty wierszami, a czasem wysyłałam je na konkursy. Niestety kariera poetki chyba nie była mi pisana. Dziś, zaglądając czasem do tych wierszy, myślę o nich z czułością. Byłam dosyć wrażliwym dzieckiem, uważnym obserwatorem świata. Zdarzało mi się zapisywać usłyszan gdzieś dialogi, lubiłam też analizować zachowania innych, wyobrażać sobie, kim są, co robią, gdzie jadą. Lubiłam pisać. I robię to od zawsze. Blog był dla mnie na początku takim wirtualnym notatnikiem. Chciałam się dzielić spostrzeżeniami.

MINT – BOGNA: Pisałaś, że od zawsze chciałaś być mamą. Dzisiaj sama jesteś mamą trzech dziewczynek, jakie wartości starasz się im przekazać?

EM: Przede wszystkim staram się im przekazać, że najważniejszą wartością jest rodzina, miłość i przyjaźń. Ta możliwość polegania na drugiej osobie. Współpraca i szczerość. To, że nie zawsze musi być miło, że szczerość podszyta miłością, choć nie zawsze przyjemna, jest jedną z najważniejszych rzeczy. Zależy mi też na tym, by nie były materialistkami, by potrafiły znaleźć radość w prostych przyjemnościach.

MINT – GOSIA: W dzisiejszych czasach mało kto ma czas na trzydaniowe obiady z rosołem i kompotem domowym. Jak wygląda Wasze codzienne gotowanie i planowanie posiłków?

EM: Tęsknię za takimi obiadami i długimi biesiadami. Staram się mieć przynajmniej ich namiastkę w niedzielę, kiedy mamy więcej czasu. I moja mama ciągle takie robi, więc zdarza nam się brać w nich udział.

W tygodniu podstawą jest planowanie. Najstarsza córka nie je mięsa, średnia uwielbia kotlety schabowe, mąż nie lubi zup, a ja za nimi przepadam, musimy więc spotkać się gdzieś pośrodku. Kiedy mieliśmy tylko jedną córkę, sprawa była prosta. Dziś dzielimy się obowiązkami w kuchni i każde z nas robi to, w czym jest lepsze. Mój mąż gotuje jak babcia, choć zawsze się dziwi, kiedy tak o nim mówię, więc jeśli mamy ochotę na coś domowego, kojącego, w stylu obiadów z dzieciństwa, to on zakasuje rękawy i gotuje rosół, robi kotlety, surówki, zapiekany ryż z jabłkami. Nie jadłam mięsa przez większość dorosłego życia, czyli 18 lat, więc moja działka to wszelkiego typu potrawy bezmięsne oraz ryby i ciasta. Bardzo lubimy kuchnię orientalną i tu gotujemy po równo – raz on, raz ja. Mąż wyspecjalizował się np. w gotowaniu japońskiego rosołu Ramen, którym zajadaliśmy się w Japonii, i teraz robi go od ręki. Mamy wrażenie, że przy trójce dzieci gotujemy non stop, choć to zapewne tylko złudzenie. W tygodniu staramy się szykować proste potrawy, często takie, które choć częściowo można przygotować wieczorem, np. marynując rybę.

MINT – MAGDA: Gdyby otworzyły się przed Tobą drzwi dowolnej kuchni na świecie, z kim chciałabyś stanąć ramię w ramię przy kuchennym blacie?

EM: Z Nigelem Slaterem. Uwielbiam ten rodzaj gotowania – niewymuszony, nie na pokaz, bez fajerwerków. Taki, gdzie gotujemy coś na pozór zwykłego, a potem siadamy na zydelku z miską na kolanach, bierzemy pierwszy kęs i mówimy: „o matko, jakie to dobre, co tam dodałeś?!”.

MINT – MAGDA: Japonia. Twoja podróż marzeń, miejsce które zajmowało szczególne miejsce w Twoim sercu i wyobraźni. Czy teraz zajmuje wyjątkowe miejsce w Twoich wspomnieniach? Jak wypadła konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością?

EM: Japonia to wspaniały kraj. Uporządkowany, kulturalny, punktualny. Kulinarne niebo. Byłam pod wrażeniem prezentacji dań na talerzu – wszystko było takie piękne i świeże! Wyprawa na targ to feeria zapachów, produktów, które aż proszą, żeby ich skosztować. Byłam tylko trzy tygodnie i mam wielki apetyt na więcej.

MINT – MAGDA: Lato. Sezon kolorów, wyrazistych smaków, różnorodnych faktur, od aksamitnych brzoskwiń po drobinki pestek truskawek, kwaskowatość agrestu, soczystość arbuza spływającą po podbródku… Co dla Ciebie znaczy sezonowo i lokalnie, bo jest to zwrot tak często nadużywany w świecie kulinariów, że podobno nie znaczy już nic.

EM: Tak, masz rację. Zwrot stał się swego rodzaju sloganem. Dziś każda książka kucharska, każdy artykuł mówi: „jedz sezonowo, jedz lokalnie”. Jasne, latem i jesienią sprawa jest prosta. Stragany uginają się od wszelkiego rodzaju dóbr, a znajomi rolnicy, o ile rzeczywiście mamy w dzisiejszym świecie szczęście takich znać, są skłonni podzielić się z nami owocami ze swoich upraw. Kłopoty zaczynają się zimą, kiedy stare jest już niedobre, a nowe jeszcze nie nadeszło. „Jedz warzywa korzeniowe. Jedz kiszonki. Jedz kasze” – kto z nas tego nie słyszał?  Marzę o jedzeniu lokalnym, ale nie mam co do niego złudzeń. Mieszkam w Warszawie, nie mam lokalnego znajomego rolnika. Korzystam za to z uprzejmości teściowej, która mieszka w Wielkopolsce i regularnie dostarcza nam dobra tamtejszej ziemi.

MINT – MAGDA: Unicorn food. Jest wszędzie. Instagrama i Pinteresta zalewa odpustowe jedzenie pokryte gwiezdnym pyłem, brokatem, tęczową paletą pikseli. Śmierć klasycznych składników w multikolorze dotknęła już niemal wszystkiego: słodkich wypieków, począwszy od pączków po serniki, muffiny, latte na wynos, koktajle, tosty, a nawet makaron Ramen. Gordon Ramsay mówi nie. Frank Underwood rusza na żeberka do prostej knajpy, prawie wiaty. Jamie Olivier w centrum talerza znowu stawia warzywa. Jak daleko można odjechać z formą, by wciąż zachować dobry smak?

EM: Powiem przewrotnie – wszystko jest dla ludzi. Wszystkim można się zachwycić, wszystkiego spróbować. Ja jestem trochę zmęczona daniami, gdzie jest przerost formy nad treścią; kulinarnymi przedstawieniami. Moim zdaniem dobre jedzenie broni się samo i nie potrzebuje szczególnego entourage’u, by się nim cieszyć. Potrzebuje dobrego towarzystwa, spokojnego, przyjemnego otoczenia i braku spinki. Wtedy smakuje tak, jak trzeba. Nie lubię jedzenia, które ma coś udawać, coś odgrywać. Doceniam kunszt i poszukiwania, jednak to, co mi smakuje najbardziej, to prostota. Przyprawy, zioła, świeżość. I prezentacja. Pamiętam, jak jakieś dziesięć lat temu podróżowałam we Włoszech w poszukiwaniu „najlepszych, najwspanialszych, najsmaczniejszych, wyjątkowych” restauracji, a ostatecznie największą radość sprawiło mi zjedzenie makaronu z sosem grzybowym podanego przez Mammę w obskurnej restauracyjce w Toskanii, gdzie mieliśmy widok na kościół, a pod stopami żwir.

MINT – MAGDA: Twój subiektywny, kulinarny evergreen…  

EM: Chleb. Bez względu na kulinarne mody, diety – kocham go szczerze.

MINT – MAGDA: Wybór Elizy: gotowanie, fotografia, pisanie. Rezygnacja, z której z tych form wyrazu byłaby dla Ciebie najbardziej dotkliwa?

EM: Oj, teraz to mi zadałaś pytanie! Nie wiem. Każda z tych rzeczy daje mi coś innego – gotowaniem mogę pokazać moją miłość, czułość, radość, dobroć. Jak kogoś kocham albo chcę mu pokazać, że jest dla mnie ważny – gotuję. Pisanie jest ze mną od zawsze. Nie pamiętam czasów sprzed pisania, bo zawsze coś tam gryzmoliłam. Pisanie jest trochę jak fotografia: pozwala przełożyć na język czytelny dla odbiorcy to, co mi gra w duszy. Fotografia jest magią, bo nauczyła mnie patrzeć na świat przez pryzmat światła: jego barwy i cienia. Zrozumiałam, że to nie tylko dobry aparat i fotograficzne gadżety, ale umiejętność spojrzenia na przedmiot i, może zabrzmi to banalnie, jego duszy. Każda z tych trzech rzeczy – gotowanie, fotografia czy pisanie – wymaga tematu i paliwa, nie da się niczego stworzyć z próżni.

MINT – BOGNA: Czytając Twojego bloga, czuję w nim prawdziwe domowe gniazdo, które tworzysz. Ciekawa jestem, jaką mamą jest autorka najsmaczniejszego bloga w Polsce?

EM: Staram się być mamą wyrozumiałą i zrównoważoną emocjonalnie. Mam jednak świadomość, że jestem przewodnikiem stada, a nie koleżanką. Łatwo nie jest, bo najstarsza córka jest w fazie dojrzewania, młodsza w fazie buntu przedszkolaka, więc opieka nad niemowlęciem przy tych dwóch wydaje się czymś najprostszym. Pozwalam sobie na bycie człowiekiem, który ma lepsze i gorsze dni, czasem jest zmęczony, wkurzony albo smutny.

MINT – BOGNA: Wracając do tematu przeszłości czy masz książkę, która pomogła Ci ukształtować się, poukładać klocki życiowej układanki?

EM: Być może zabrzmi to banalnie, ale Pod słońcem Toskanii Frances Mayes jest jedną z najważniejszych książek, jakie przeczytałam. To piękna opowieść o radości życia, o pięknie przyrody i kolejności rzeczy. Napisana plastycznym językiem, który sprawia, że człowiek każdą komórką swojego ciała czuje emocje, który pozwala poczuć zapachy i przenieść się w odległe miejsca. Jest tam miejsce i na kobiecość, bez banału, i prawdziwą miłość, która przychodzi w porę. Ekranizacja mocno tę opowieść spłyciła, a właściwie stała się całkiem osobną, inną  historią.

 

Zdjęcia: Ania i Michał Rutkowscy mammamijablog

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.