Jesienne i zimowe długie wieczory to doskonała okazja do nadrobienia zaległości lekturowych i filmowych. Po ich nadrobieniu warto wrócić na właściwy tor i być na bieżąco z filmowymi premierami. To właśnie pod koniec roku ukazują się największe hity kinowe, tak by zostały najlepiej zapamiętane przed widzów i krytyków; marzeniem bowiem każdego reżysera jest uhonorowanie w postaci statuetek Złotego Globu i Oskara.

***

Jako że listopad, grudzień i styczeń to czas emisji najbardziej wyczekiwanych filmów; większość z nas udaje się do kina i wybiera swojego faworyta, któremu potem rozemocjonowani kibicujemy – oglądając podczas lutowej nocy rozdanie Oskarów. My także postanowiłyśmy wybrać się do kina. Nie wiemy jeszcze czy obejrzane przez nas w grudniu filmy są naszymi faworytami, ale chciałybyśmy podzielić się z Wami naszymi personalnymi odczuciami. Niedługo chwila wytchnienia dla każdej z nas, być może będzie to dobra okazja do zobaczenia którejś z filmowej pozycji, proponowanej przez redakcję MINT. Oto nasze recenzje filmowe:

1/ W rytmie rock and rolla – coś dla fanów Queen i nie tylko

Recenzje filmoweMowa oczywiście o filmie Bohemian Rhapsody – czyli opus magnum zespołu Queen, będącego dzisiaj tytułem filmu o bandzie nie tylko śpiewającym rock and rolla, ale także mającego go w sercu i duszy przez całe życie.

Bohemian Rhapsody to biograficzny dramat muzyczny reżyserii Bryana Singera (znanego z X – menów oraz genialnych Podejrzanych), scenariusz napisał Anthony McCarten, znany z oskarowych filmów o Churchillu i Stephenie Hawkingu.

Film przedstawia drogę legendarnego zespołu do osiągnięcia sławy, do pokochania przez miliony – na czele ze swoim królem Freddiem. Kreacja Mercurego w filmie przedstawiona została kontrastowo. Z jednej strony silny, pewny swojego talentu i mocy całego zespołu, nieugięty i niesamowicie utalentowany; z drugiej – zawstydzony cudzoziemiec z wystającą szczęką, zakompleksiony, z niewiadomą nawet dla samego siebie orientacją, zagubiony i nieufny wobec szalonego i w końcu niszczącego go świata show biznesu; kochany, ale nierozumiany przez miliony.

Krytycy zarzucają filmowi braku wniknięcia w studium osobowości oraz poruszenia najbardziej interesujących epizodów z życia wokalisty. Dla mnie jednak Bohemian Rhapsody to muzyczne widowisko, prawdziwa uczta dla fanów muzyki, ale nie tylko. Historia została ukazana bez na siłę wtłoczonego dramatyzmu, pokazała siłę zespołu, składającego się wyłącznie z indywidualistów, którzy w zespole potrafili przełamywać stereotypy i konwencje, porywając (i nadal to czyniąc) serca i umysły każdego człowieka. Ostatnie 20 minut filmu zapierają dech w piersiach, to bowiem wielki powrót zespołu Queen po chwilowym rozstaniu spowodowanym przez nieudaną solową karierę wokalisty, podczas koncertu Live Aid na Wembley. Fani pokusili się o porównanie koncertu przedstawionego w filmie z oryginałem – minuta po minucie. Został oddany każdy szczegół, każdy ruch, a nawet ustawienie kubków pepsi na fortepianie. Świadczy to o niezwykłych ambicjach ekipy filmowej oraz zaangażowaniu aktorów, w szczególności Remiego Malka, odtwórcy głównej roli.

Dla mnie Bohemian Rhapsody to piękny film ukazujący wewnętrzny dramat człowieka, ale też siłę rodziny i przyjaźni. Porusza kwestie tolerancji i akceptacji. Jednak chyba najlepszym w tym filmie jest to, że możemy wniknąć do świata zespołu Queen, zobaczyć jak powstawały największe hity, jak wpadali na swoje szalone pomysły; jak i gdzie powstawały słynne Bohemian Rhapsody – łączące kilka gatunków muzycznych; We will rock you, które wystukiwało butami miliony fanów na całym świecie oraz nostalgiczne Love of my life, poświęcone jedynej i prawdziwej, chociaż niezupełnie spełnionej miłości Freddiego Mercurego. Film wbija w fotel dzięki muzyce i grze aktorskiej, sprawiając, że wychodząc z kina nucimy największe przeboje zespołu, potem słuchamy w domu hipnotyzującego głosu i dźwięku, który chyba już na zawsze zostanie legendą w sercach wielu pokoleń.

2/ Debiut Bradleya Coopera i rola życia Lady Gagi – czyli Narodziny gwiazdy

Recenzje filmoweTak się złożyło, że w tym roku prym wiodą muzyczne dramaty. Dlatego pozostaję w klimacie Bohemian Rhapsody, chociaż nastrój zmieniamy na bardziej nostalgiczny, a muzykę na romantyczną.

Narodziny gwiazdy to już trzeci remake filmu z roku 1937, współczesna wersja została wyreżyserowana przez Bradleya Coopera, który także zagrał główną rolę, a wspaniała Barbara Streissand została zastąpiona dziś równie wspaniałą Lady Gagą. Już w tym momencie film ma 37 nominacji, w tym aż 4 do Złotego Globu.

Niektórzy powiedzieliby, że to prosta historia i naiwna fabuła przedstawiająca miłość gwiazdy muzyki, który dostrzega i bezpowrotnie zakochuje się w „dziewczynie z sąsiedztwa”. Dla mnie jednak ta historia mówi o wiele więcej. My widzimy Jacksona Maina (główny bohater) u schyłku kariery, z nałogami i emocjonalnymi problemami, który poznaje Ally – młodą i energiczną dziewczynę, przed którą świat stoi otworem. Bohaterowie są swoim wzajemnym dopełnieniem. Ona tworzy mu dom, ich prywatny mikroświat; on pokazuje jej świat muzyki, w którym chyba każdy artysta w końcu się gubi i traci własne ja. Moja wysoka ocena tego filmu nie jest chyba jednak spowodowana fabułą, bo przyznać muszę szczerze, że jest nieco schematyczna. To, co głównie doceniam to walory emocjonalne. Nieoceniona praca kamery, która ukazuje niesamowitą, wydającą się być wręcz rzeczywistą, chemię między bohaterami. Gra aktorska; naturalna i naprawdę naturalnie przyżywająca Lady Gaga oraz nostalgiczny i wrażliwy Bradley Cooper, którego błękitne przeszklone oczy przeszywają chyba każdego. I na koniec muzyka: piękne teksty i melodie, wzruszające wykonania, które przyprawiają o ciarki i sprawiają, że Shallow i I’ll never love again będzie przeze mnie słuchane każdego poranka.

3/ Coś dla młodszego widza – Dziadek do orzechów i cztery królestwa

Recenzje filmoweUdając się na disneyowską nowość, widząc na afiszach czołowe nazwiska, jak: Freeman, Miren, Knigtly byłam bardzo ciekawa nowej wersji ukochanej bajki z dzieciństwa. Udałam się na film w towarzystwie jedenastoletniej Zuzi. Ona filmem była zachwycona i rozumiem to, gdyż film został zrobiony z ogromnym rozmachem. Piękna scenografia, niezwykle bogata i mieniąca się, oraz stroje, o których marzy każda dziewczynka. Z pewnością więc film jest ucztą dla oka oraz ucha – przez piękną muzykę, ale chyba nie dla serca. Wydaje mi się, że nie jest to kwestia tego, że jestem już dorosła, bo Król Lew i Zakochany kundel nadal mnie wzruszają. W mojej ocenie tę wersję porównać można do świątecznej bombki. Piękna zewnętrznie, ale w środku pusta. Chyba tego mi właśnie zabrakło – emocji. Dla mnie nie było tam szczerego wzruszenia czy radości, dodatkowo scenariusz miał niewiele wspólnego z literackim pierwowzorem.

Mimo tego jednak warto wybrać się na ten film, aby poczuć świąteczną magię, posłuchać klasycznych kompozycji Czajkowskiego i pokazać dziecku bajkę inną niż te współczesne: pełne latających maszyn i potworów. Być może będzie to dobry pomysł na zachęcenie dziecka do wspólnego wybrania się na balet.


Autor: Aleksandra Adamiak

Zdjęcia: Mat.pras.

Zapisz się na newsletter

MINT MAGazyn online to lifestylowy serwis dla mam. To portal o pozytywnym macierzyństwie i szczęśliwym dzieciństwie. Zajrzyj do nas po codzienną dawkę inspiracji. Poczuj miętę do MINT!

Copyright MINT Project design SHABLON

Pin It on Pinterest

Udostępnij ten artykuł!

Podoba Ci się ten post? Podziel się z nim ze znajomymi i rodziną, udostępniając w wybranym medium.